Andrzej Piaseczny uderza w Jacka Poniedziałka. "Nie będzie postrzegany wyłącznie jako aktor"
Andrzej Piaseczny nie żałuje, że dokonał coming outu. Nie zdradził zbyt wiele nt. swojego życia intymnego, więc stawia siebie w kontrze do Jacka Poniedziałka. Stwierdził, że historia aktora o uzależnieniach źle się na nim odbije.
O Andrzeju Piasecznym w ostatnich tygodniach jest naprawdę głośno. Najpierw ostrzegał swoich fanów przed zakażeniem koronawirusem, po którym on wylądował w szpitalu. Później wrócił do pracy i spróbował swoich sił jako prezenter radiowy. Do tego promuje najnowszy album i dokonał coming outu.
Popularny "Piasek" uchylił skrawek ze swojego życia prywatnego i intymnego, ale nie zanosi się na to, by odkrył więcej kart. Swoje podejście pokazał w kontrze do Jacka Poniedziałka, który przyznał się do różnych uzależnień. Zdaniem piosenkarza całkowicie zmieni się postrzeganie aktora.
- Dotyczy to osób publicznych – niezależne, czy są artystami, czy kimkolwiek tam są, a są rozpoznawalni. Wiemy o nich, również o mnie wiecie, tyle, ile sami chcemy wam powiedzieć. Oczywiście za niektórymi biegają fotoreporterzy, za mną na szczęście nie. Dlatego "znamy się dobrze, ale nie całkiem" [fragment tekstu nowej piosenki – przyp. red.]. Czy powinniśmy poznać się całkiem? Moim zdaniem nie. Bo kiedy się wydaje – pokażę paluchem – takie rzeczy, jak Jacek Poniedziałek, to pytam się tak: po pierwsze po co? Będzie nagradzany, będzie, że to odkrycie, w ogóle nie wiem jakie. Każda epoka ma swojego Emila Zolę i swoje pensjonarki. I moim zdaniem te pensjonarki z dzisiejszych lat troszkę się pofascynują i dwa tygodnie i będzie po wszystkim. A co pan Poniedziałek będzie miał do zaproponowania dalej? Obawiam się, że nie będzie już postrzegany wyłącznie jako aktor - mówił w podcaście Open FM.
Piaseczny podkreślił, że "świat sztuki jest pełen dewiantów i narkomanów", ale nie tylko ludzie kultury zmagają się z takimi problemami.
Artysta zauważył też, że politycy po wyborach całkowicie zmieniają swoją twarz i "to, o czym mówią w kampanii wyborczej, jest dalekie od tego, co realizuje się w życiu". Wyjątkiem dla niego są Donald Tusk i Jerzy Buzek.
- Wiesz, w czym moim zdaniem przez długi czas polegał fenomen Tuska? Na tym, że on był człowiekiem. Że on – nawet jeśli robił rzeczy, z którymi ja się nie zgadzam – to on był w stanie wyjść, powiedzieć, wytłumaczyć, po ludzku powiedzieć. [...] Co mam do zarzucenia klasie politycznej od "a" do "z"? To, że mają nas w nosie. To, że mają wyłącznie swój interes przed nosem, a nas w nosie. Ostatnim politykiem, który długofalowo myślał o tym kraju, był Jerzy Buzek - stwierdził.
"Piasek" w podcaście ponownie nie krył swojej antypatii do rządzących. Nie chce też, żeby władzę zdobyła skrajna lewica, choć czuje się lewicowcem. Stara się jednak szanować poglądy każdej strony.
- Ja naprawdę na tyle staram się mieć rozsądku w sobie, żeby wiedzieć, że każdy ma prawo do własnych poglądów, różnych, zróżnicowanych, czasem bardzo mocnych i nawet radykalnych. Ale to, czego jesteśmy świadkami przede wszystkim, to jest stawianie tej rzeczywistości na głowie, to jest omijanie konstytucji, to jest wprowadzanie przepisów i legalizowanie ich przez obiady domowe. To przeciwko temu się buntuję. [...] Buntuję się przeciw po prostu gwałtowi na demokracji - powiedział wokalista.
ZOBACZ TEŻ: Sukcesy Polski na Eurowizji