"Pochodziła z muzycznej planety"
W wywiadach często wspominała, że ogromny wpływ na jej twórczość miał ojciec, Clarence LaVaughn "C. L." Franklin, bliski przyjaciel pastora Martina L. Kinga i zaangażowany społecznie kaznodzieja, który miał swój własny program w radiu i prowadził chór gospelowy. Mężczyzna, zachwycony głosem swojej ośmioletniej córki, namówił ją, by zaśpiewała w kościele.
- To on pierwszy dostrzegł moje możliwości i, mimo że bardzo się opierałam, nalegał, żebym uczyła się śpiewu. Do dziś jestem mu za to wdzięczna - wspominała.
Szybko się okazało, że Aretha ma wrodzony talent; rację mieli włodarze wytwórni płytowej, którzy po przesłuchaniu jej utworów nazwali ją "nieoszlifowanym geniuszem".
- Miała w sobie coś z innego świata, odległego i magicznego, którego nikt z nas nie rozumiał. Pochodziła z dalekiej muzycznej planety, na której dzieci rodzą się z uformowanym w pełni talentem - mówił jeden z jej znajomych z dzieciństwa.
Dziewczynka, za przyzwoleniem rodziców, chętnie więc odpuściła szkołę, by jeździć w swoje pierwsze trasy koncertowe z chórem gospel.