Ma raka z przerzutami. Mówi, co powinni wyryć na nagrobku
Piosenkarka Sarah Harding ma raka piersi z przerzutami. Brytyjska gwiazda napisała książkę, w której zrelacjonowała miesiące walki z nowotworem. Nie pominęła wątku jej śmierci.
Sarah Harding to brytyjska piosenkarka, członkini zespołu Girls Aloud. W ostatnich latach tabloidy określały ją jako "Hardocorową Harding" ze względu na to, jak często i szaleńczo imprezowała. Dlatego potężnym szokiem dla Brytyjczyków była informacja, że Harding ma raka i jest w bardzo ciężkim stanie. "W grudniu lekarze powiedzieli mi, że te zbliżające się święta Bożego Narodzenia mogą być moimi ostatnimi" - wyznała w biografii "Hear me out", którą wydano właśnie na Wyspach.
"Jestem na takim etapie choroby, że nie wiadomo, ile miesięcy życia mi zostało. Kto wie, może jeszcze wszystkich zaskoczę, ale teraz jestem z tym pogodzona" - pisze piosenkarka. Dlatego w książce poruszyła też wątek swojej śmierci.
Zobacz: "To jest obowiązek każdej nowoczesnej kobiety". Anna Puślecka zachęca do profilaktyki
Harding pisze, że w ostatnich miesiącach dużo myślała na temat śmierci i pogrzebu. "To może nie najlepiej brzmieć, ale trudno nie myśleć na takim etapie choroby o cmentarzach, pochówkach, trumnach i wszystkim, co łączy się ze śmiercią; o tym, się się będzie musiało wydarzyć".
Piosenkarka przyznała ironicznie, że chciałaby, żeby na jej nagrobku wyryto skrót "FFS", co oznacza "for f..ks sake" - można przetłumaczyć to na często powtarzane w Polsce "na litość boską".
"Myślałam nad cytatem albo jakąś sentencją na mój nagrobek i chyba 'FFS' będzie najlepszym napisem. To wyrażenie powtarzam chyba najczęściej podczas tego koszmaru, gdy jedna przerażająca rzecz poprzedza kolejną" - pisze w książce.
Piosenkarka poddaje się chemioterapii, przeszła też zabieg mastektomii. W biografii opisała, że przez dwa tygodnie była w śpiączce po tym, jak organizm zaatakowała sepsa. Co więcej, Harding wprost opisuje, że ma przerzuty do mózgu. Lekarze zaproponowali jej radioterapię, nie zgodziła się na nią, twierdząc, że na sam koniec życia chce ocalić chociaż swoje piękne, kręcone włosy.
"Komfort i brak bólu to teraz dla mnie priorytety. Staram się żyć i cieszyć każdą sekundą, bo nie wiem, ile mi ich jeszcze zostało" - podkreśla.
Harding o tym, że ma raka, poinformowała fanów jesienią 2020 r. Przyznała, że długo bagatelizowała pierwsze objawy i nie chciała udać się do lekarza ze względu na pandemię COVID-19.
"Na początku myślałam, że to może tylko cysta. Problem w tym, że ból był coraz gorszy. Doszło do tego, że już nie byłam w stanie zasnąć. Moja skóra zaczęła sinieć. Wtedy byłam już przerażona. Któregoś dnia obudziłam się i zrozumiałam, że jestem w stanie wyparcia. Pandemii używałam jako wymówki, by nie stawić czoła faktom na temat mojego zdrowia, z którym coś ewidentnie było nie tak" - punktuje Harding.
Sarah ma nadzieję, że jej historia skłoni innych do tego, by się badali i nie traktowali sytuacji w ochronie zdrowia jako wymówki, by nie dbać o swoje życie. Pod książki podzieliła się informacją, że ostatnie badania wskazują, że guz w mózgu i płucach nieco się zmniejszył dzięki terapii.