Trwa ładowanie...

Być jak Krzysztof Krawczyk. "Nie udawał, że w jego życiu nie ma porażek"

- Krawczyk został legendą, bo był jednym z nas, miał typowo polski wąs i czuprynę, a jednocześnie był kimś lepszym, kimś obdarzonym ponadprzeciętnym talentem - opowiada Andrzej Mańkowski, autor dramatu i reżyser spektaklu pt. "Być jak Krzysztof Krawczyk". Wspomina też skandal z mimowolnym udziałem artysty. To wtedy miał dostać zakaz wjazdu do Włocławka.

Krzysztof Krawczyk zmarł 5 kwietnia w wieku 74 latKrzysztof Krawczyk zmarł 5 kwietnia w wieku 74 latŹródło: AKPA
d26rz13
d26rz13

Przemek Gulda, WP.PL: Jak narodził się pomysł twojego tekstu, który potem stał się podstawą wyreżyserowanego przez ciebie spektaklu?

Andrzej Mańkowski: W 2014 roku, po dość dobrym przyjęciu wyreżyserowanego przeze mnie na deskach Teatru Gombrowicza w Gdyni kameralnego komediodramatu muzycznego "Sammy", według sztuki Kena Hughes'a, prowadziłem rozmowy z dyrekcją tegoż teatru na temat wystawienia większej formy - również o charakterze muzycznym. Otrzymywałem różne sugestie i pomysły do rozważenia, jednak żaden nie wywoływał we mnie wewnętrznej iskry. Gdy na stole pojawił się tekst inspirowany biografią Franka Sinatry - zaproponowałem, że napiszę sztukę inspirowaną biografią... Krzysztofa Krawczyka.

Jaka była reakcja?

Z miejsca odczułem opór dyrektora: jak to? Krawczyk w teatrze? Przecież to kicz, niemal disco polo. Przekonywałem dyrektora, że jest w błędzie - że Krawczyk to bardzo oryginalny i niezwykle utalentowany artysta. A poza tym, jeśli chcemy mieć pełne sale, to powinniśmy sięgnąć do postaci, z którą widz będzie w stanie rzeczywiście się utożsamić, a nie do postaci cokolwiek abstrakcyjnych dla zwykłego Polaka jak np. Sinatra właśnie. Ostatecznym argumentem okazała się płyta CD z największymi przebojami Krawczyka, którą wręczyłem dyrektorowi. Gdy przez tydzień posłuchał jej w samochodzie - przyznał mi rację. I tak to się zaczęło.

Andrzej Mańkowski Archiwum prywatne
Andrzej MańkowskiŹródło: Archiwum prywatne

No dobrze, ale czemu jako punkt odniesienia dla głównego bohatera swojej sztuki wybrałeś właśnie Krawczyka?

Z powodu szeroko rozumianego bogactwa, jakie oferuje biografia Krzysztofa Krawczyka - i ta zawodowa, i osobista. Oraz sosu kontrowersji, który tę biografię i tę twórczość nieustannie obficie opływa. Zapewne z tego drugiego powodu nikt przede mną nie sięgnął w polskim teatrze po Krawczyka. Co dużo mówić - Krawczyk nigdy nie cieszył się w tym środowisku przesadnym szacunkiem. Moim zdaniem ze szkodą dla teatru, na pewno nie dla Krawczyka.

d26rz13

Z czego budowałeś tamten tekst? Czytałeś wywiady z Krawczykiem? Oglądałeś jego występy telewizyjne?

Obejrzałem i przeczytałem wtedy praktycznie wszystko, co było dostępne na temat Krawczyka, w tym autobiografię "Życie jak wino...", napisaną wspólnie przez Krawczyka i jego menedżera Andrzeja Kosmalę. Spędziłem też kawał czasu w archiwum Telewizji Polskiej. Bardzo pomogło mi to wyłuskać najistotniejsze niuanse. Miało to, nieco paradoksalnie, szczególnie duże znaczenie w kontekście faktu, że nie pisałem sztuki biograficznej o życiu i twórczości Krawczyka, ale osobną, autonomiczną opowieść, jedynie osnutą wokół Krawczykowego życiorysu.

Czy wtedy, na etapie pisania dramatu, nawiązałeś kontakt z Krawczykiem? Poznałeś go? Rozmawialiście?

W branży filmowej krąży pouczająca anegdota o pomyśle realizacji filmu biograficznego o wybitnym pięściarzu Jerzym Kuleju. Podobno realizatorzy filmu skontaktowali się z rodziną nieżyjącego już wówczas Jerzego Kuleja dopiero na etapie przedzdjęciowym - najwyraźniej uznając, że zgoda rodziny to będzie formalność. Tymczasem krewni Kuleja oburzyli się, iż za ich plecami ktoś pisze scenariusz, prowadzi rozmowy finansowe etc. - i zgody nie dali. No i filmu nie ma.

kris AKPA
Źródło: AKPA

Ja skontaktowałem się z menedżerem Krawczyka praktycznie od razu - zanim jeszcze zabrałem się do pisania sztuki. Najpierw oni chcieli nas - tzn. mnie i współpracującego ze mną kompozytora Tomka Stroynowskiego - sprawdzić. Opinię miał wydać Ryszard Kniat - kompozytor i dyrektor muzyczny zespołu Krawczyka. Pamiętam do dziś roześmianą twarz Ryszarda Kniata po obejrzeniu "Sammy'ego" na Scenie Letniej gdyńskiego teatru, na plaży. Gdy ściskał nam ręce, czuliśmy z Tomkim Stroynowskim, że chyba będzie dobrze. I nie pomyliliśmy się. Otrzymaliśmy zielone światło.

d26rz13

A kiedy sam Krawczyk dowiedział się, że powstaje spektakl, którego poniekąd jest bohaterem?

Dowiedział się o tym od razu, ale na etapie przygotowawczym spektaklu nie miałem z nim osobistego kontaktu. Wszystkie rozmowy prowadzili Andrzej Kosmala i Ryszard Kniat. Pamiętam długą rozmowę z Andrzejem Kosmalą, gdy byli już z Krawczykiem po lekturze mojej świeżo napisanej sztuki. Bałem się nielicho, czy przystaną na ten dość konkretnie zarysowany w sztuce dystans wobec mitu Krzysztofa Krawczyka - supergwiazdy estrady. Okazało się, że moje obawy były niepotrzebne. Tekst sztuki zaskoczył ich, ale i rozbawił. Zaczęliśmy odliczać dni do premiery.

Krawczyk był jej gościem. Jak zareagował na spektakl?

Była połowa lutego. Pogoda w Gdyni - pod psem. Pamiętam, jak pod teatr podjechała taksówka i wysiedli z niej Krzysztof wraz z małżonką. Można się z tego śmiać, ale naprawdę efekt był taki, jakby nagle zaświeciło słońce. Taksówkarz porzucił auto na ulicy i rozanielony odprowadził państwa Krawczyków niemal do drzwi gabinetu dyrektora teatru. Frekwencja dopisała, a oklaskom po premierze nie było końca. Wspaniały to był wieczór.

d26rz13

Rozmawialiście potem? Co ci powiedział?

Na spokojną kawkę umówiliśmy się dopiero nazajutrz. Andrzej Kosmala dostrzegł w moim spektaklu nuty z "Wesela" Wyspiańskiego. Krzysztof był szczerze zachwycony całością, a szczególnie Bogdanem Smagackim, kreującym główną rolę. Zaczęliśmy snuć wizję adaptacji filmowej, a nawet wyjazdu ze spektaklem na tournée do USA. Cóż, niestety nie spełniło się ani jedno, ani drugie. Tak to bywa... Ale spektakl przez trzy sezony skutecznie zapełniał dużą scenę Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni - i z tego jestem naprawdę dumny.

akpa AKPA
Źródło: AKPA

Co to znaczy, według ciebie, być jak Krzysztof Krawczyk?

To znaczy być sobą i podążać swoją drogą wbrew przeciwnościom losu. Pięknie i przyjemnie jest być sobą, gdy otoczenie wyraża aprobatę. Sprawa nie jest tak prosta, gdy pod nogi zaczynają lecieć kłody, gdy dopada nas niezrozumienie, ludzka zawiść czy niechęć etc. Życie Krzysztofa Krawczyka to sinusoida z wielkimi wychyleniami - i w górę, i w dół. Za każdym z tych wychyleń stały często dramatyczne decyzje Krawczyka, spory i rozstania z najbliższymi, świadomość robienia kroku w przepaść - z trudnymi do przewidzenia w danej chwili skutkami. Tylko że po wszystkim, gdy już opadnie kurz bitewny, a Krzysztof podejdzie do mikrofonu i zaśpiewa "Chciałem być marynarzem, chciałem mieć tatuaże..." - czujemy, że nie ma artysty emanującego większą prawdą niż on. Dlatego, że on to wszystko naprawdę przeżył.

d26rz13

Na czym polegał fenomen tego artysty? Co się składało na jego mit?

Moja mama opowiedziała mi kiedyś o pewnym skandalu z mimowolnym udziałem Krawczyka. Był koniec lat 70. Wypełniony po brzegi koncert Krawczyka we Włocławku. Na zakończenie do Krawczyka przykleja się kobieta z bukietem kwiatów. Obściskuje Krawczyka, obcałowuje - nie można jej zdjąć ze sceny. To była żona komendanta głównego milicji w tym mieście. Podobno po koncercie poszedł cichy rozkaz z góry, aby więcej Krawczyka do Włocławka nie zapraszać. Mamy więc mit Krawczyka - amanta. Rzeczywiście w latach 70. i 80. on trafiał do serc kobiecych jak mało kto.

I tylko to?

Nie, nie. Bo przede wszystkim on jednak potrafił naprawdę fenomenalnie śpiewać. W niedawno zrealizowanym filmie dokumentalnym o Krawczyku są fragmenty z jego prób stolikowych z Bregovicem: surowa kamera VHS z ręki i improwizacje Krawczyka do akompaniującego na gitarze Bregovica. Wokół pełno ludzi i wszyscy na baczność - taki to był głos, tak wielką miał siłę i wiarygodność interpretacyjną.

d26rz13

Ale zaryzykuję tezę, że niewiele by dał ten fenomen wokalny czy czar osobisty Krawczyka, gdyby nie miał on znakomitego repertuaru: genialnych przebojów napisanych m.in. przez Jerzego Miliana ("Rysunek na szkle"), Wojciecha Trzcińskiego ("Byle było tak") czy Roberta Gawlińskiego ("Chciałem być"). Nie wiem, czy jakikolwiek inny polski artysta estrady ma na koncie tyle naprawdę wielkich przebojów co Krzysztof Krawczyk.

Zobacz: Krzysztof Krawczyk nie żyje. Szymon Hołownia bezlitośnie o wpisie Andrzeja Dudy

Dlaczego właśnie on, spośród wielu polskich wokalistów, stał się postacią tak rozpoznawalną?

Bo był jednym z nas, miał ten swój typowo polski wąs i czuprynę, a jednocześnie był kimś lepszym, kimś obdarzonym ponadprzeciętnym talentem. W latach 90. cała Polska pokochała piłkarza Marka Citkę, choć nasi grali wtedy w piłkę kiepsko. Bo Citko - chłopak z białostockiego podwórka - kiwał kogo chciał jak Brazylijczyk i strzelał piękne bramki. Tak samo było z Krawczykiem. Wszystkie dywagacje i wątpliwości kończyły się, gdy zaczynał śpiewać.

d26rz13

Od zawsze sypało się też na niego mnóstwo krytyki. Zarzucano mu zły gust, kiczowate piosenki, schlebianie niskim potrzebom. Jak to się stało, że wbrew tym atakom, wciąż pozostawał autorytetem i gwiazdą?

Kariera Krawczyka rzeczywiście była dość nierówna. Zaliczył niezbyt udaną próbę podbicia Ameryki. Dla wielu skończył się, gdy na początku lat 90. wszedł w romans z disco polo. Swoją pozycję obronił wybitnym jakościowo repertuarem stworzonym poza tymi epizodami. Obronił się też charakterem. Powrócił do śpiewania po fatalnym wypadku samochodowym. Umiał przyznać się do swoich słabości, takich jak uzależnienie od leków, źle trafione inwestycje, rozstanie a potem powrót do żony. Nie udawał, że nie było porażek - one były, a on potrafił spojrzeć prawdzie w oczy i podnieść się po nich. Ktoś taki staje się po prostu wiarygodny.

Jakie będą, twoim zdaniem, losy mitu Krawczyka po jego śmierci? Wciąż będzie sławny? Oczyszczony z dawnych krytycznych ocen, wybielony i wyidealizowany? Czy raczej bez jego obecności pamięć po nim zaginie?

Krzysztof Krawczyk już dziś jest legendą. Informacja o jego śmierci rozbiła polski internet. Jego piosenki pozostaną z nami prawdopodobnie na zawsze, bo to są po prostu bardzo dobrze napisane i jeszcze lepiej wykonane utwory. Moim ulubionym songiem Krawczyka jest stosunkowo mało znana, a całkowicie fantastyczna kompozycja Jarosława Kukulskiego do słów Janusza Kondratowicza pt. "Już nie obejrzę się". Tam jest zaklęty cały Krawczyk i jego magiczny z nami czas.

W ogóle nie martwiłbym się o to, czy życie Krawczyka będzie idealizowane, czy nie. Na tyle, na ile zdążyłem go poznać, wiem, że on sam chciałby pozostać w ludzkiej pamięci przede wszystkim dzięki wykonywanym przez siebie piosenkom. To był w gruncie rzeczy niezwykle skromny i szczerze życzliwy wszystkim ludziom człowiek. Ogromnie szkoda, że nie ma go już z nami.

Rozmawiał Przemek Gulda

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d26rz13
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d26rz13