Był uzależniony od "pigułek gwałtu"? Wychodzą na jaw nowe fakty o gwiazdorze
"Spał do południa, a pozostały czas był nieprzytomny od narkotyków" – pisze James Gavin, autor nowej biograficznej książki o życiu George'a Michaela. Wylicza dramatyczne, ostatnie momenty życia gwiazdora i substancje, od których się uzależnił.
George Michael, jeden z najpopularniejszych wokalistów w historii muzyki pop, zmarł w 2016 r. Od tamtej pory nie przestają spływać relacje o ostatnich latach życia gwiazdora, jego życiu prywatnym i problemach ze zdrowiem. Cztery lata temu głośno było o wyznaniu Fadiego Fawaza, który był ostatnim partnerem Michaela. Fawaz wspominał o czterech próbach samobójczych piosenkarza. Jedna miała miejsce w 2013 roku. Michael wyskoczył z jadącego samochodu na autostradę. – Chciał się zabić czterokrotnie. Na odwyku próbował dźgnąć się 25 razy. Nigdy nie powiedział mi o jednej próbie, po której trafił do ośrodka w Marylebone na trzy dni – mówił Fawaz. – Myślę, że dla niego życie skończyło się na długo przed faktyczną śmiercią – dodał.
Teraz napływają kolejne doniesienia o tragicznym życiu piosenkarza. Wszystko za sprawą biografii "George Michael: A Life", którą napisał James Gavin. Fragmenty publikują dziennikarze "Page Six". Gavin w książce ze szczegółami opisuje to, jak George Michael uzależnił się od psychoaktywnej substancji GHB.
George Michael, David Bowie, Leonard Cohen: w 2016 roku pożegnaliśmy wielkich artystów
Biograf podkreśla, że piosenkarz był uzależniony nie tylko od kokainy i marihuany, o których mówiło się najczęściej w przypadku George'a Michaela, ale także od GHB. To psychoaktywna substancja, która w mniejszych ilościach poprawia nastrój, podnosi libido, ale jest równocześnie silnym depresantem. W większej zaś dawce może wywołać amnezję i utratę świadomości – te właściwości sprawiają, że GHB nazywa się "pigułką gwałtu".
"Dla Michaela GHB było jak niebiosa. Poza tym, że zwiększało jego seksualną kompulsywność, sprawiało, że ten nienawidzący siebie samego człowiek z depresją czuł się atrakcyjnym. Narkotyk przynosił mu radość, gdy jej w ogóle nie miał wokół siebie. GHB dawało mu pewność siebie, gdy odwiedzał Hampstead Heath i spotykał się z eskortami. Ale także wyniosło go na nowy poziom autodestrukcji. GHB uzależnia bardziej niż metamfetamina. Powoduje ogromne ryzyko pod każdym względem" – pisze autor książki.
Gavin zaznacza, że George Michael przyjmował GHB w czasie dziewięcioletniego związku z aktorem i eskortem Paulem Stagiem. W biografii mowa jest o tym, że piosenkarz płacił Stagowi za seks i dostarczanie narkotyku, który w prywatnych wiadomościach nazywali "szampanem". Stag przemycał GHB dla muzyka w buteleczkach po szamponie, a George Michael następnie mieszał substancję z kolą.
Narkotyki wyniszczały George'a Michaela. W 2006 r. policja przyjechała do nieprzytomnego muzyka, który stanął autem w poprzek jezdni niedaleko swojego domu w okolicach Regent's Park. Znaleziono przy nim marihuanę i GHB. W 2014 r. przedawkował GHB do tego stopnia, że rodzina i przyjaciele błagali go, by zgłosił się na odwyk.
W "George Michael: A Life" autor zaznacza, że do odwyku przekonał muzyka ostatecznie psychiatra. Gwiazdor spędził w ośrodku w Szwajcarii sporą część roku, co miało go kosztować ok. 1,5 mln funtów. Po powrocie do Wielkiej Brytanii ponownie się uzależnił. Przez GHB poważnie przytył, co przełożyło się na problemy z wątrobą. Zmarł 26 grudnia w swoim domu w Londynie. Dopiero w marcu 2017 do publicznej wiadomości podano, jaka była przyczyna śmierci gwiazdora. Stwierdzono rozległą kardiomiopatię, zapalenie mięśnia sercowego i stłuszczenie wątroby – raport z toksykologii lekarze utajnili na prośbę rodziny.