"Deszczowa piosenka" w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Step nas uczy pogody [RECENZJA]
Jedenaście lat po warszawskiej premierze, musical na podstawie kultowego filmu "Deszczowa piosenka" powrócił na deski polskiego teatru. Nową – choć mającą punkty wspólne z wersją ze stolicy – wersję wyreżyserował w Teatrze Muzycznym w Poznaniu Tadeusz Kabicz.
Polski teatr muzyczny jeszcze nigdy nie był w tak dobrej kondycji jak dziś. W całym kraju powstają spektakle muzyczne oraz musicale – zarówno autorskie, osadzone w polskim materiale (np. znakomity "Kombinat" w reż. W. Kościelniaka z muzyką Republiki), jak i licencyjne hity z Londynu i Nowego Jorku.
Teatr Muzyczny w Poznaniu od kilku lat skutecznie buduje swoją markę. Choć ma jedną z najskromniejszych siedzib (nowy, imponujący budynek z kilkoma scenami ma powstać do końca 2026 roku ul. Święty Marcin), należy do elitarnego grona najlepszych teatrów muzycznych w Polsce. Kolejne premiery nie tylko zaskakują jakością i podbijają serca publiczności, ale – co z mojego punktu widzenia bardzo ważne – spełniają wysokie oczekiwania krytyki teatralnej. Ostatnia premiera disnejowskiego musicalu "Piękna i Bestia" w reż. Jerzego Jana Połońskiego jest tego najlepszym przykładem.
Tym razem teatr prowadzony od wielu lat z sukcesem przez Przemysława Kieliszewskiego postanowił wystawić "Deszczową piosenkę". Gdy to usłyszałem – nie ukrywam – nie byłem w stanie sobie wyobrazić, jak na tak małej scenie (polecam każdemu odwiedzić, by uwierzyć), z takimi technicznymi ograniczeniami wystawić widowisko ze stepem i padającym deszczem. Bo, gdyby prawdziwą wodę zastąpiono np. laserowym deszczem, mógłbym śmiało pisać o blamażu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Gościówy": Julia Kamińska w szczerej rozmowe z Anną Wendzikowską o terapii, rozstaniach i byciu grzeczną
Ja śpiewam, kiedy deszcz…
Musical "Deszczowa piosenka" swoją premierę na londyńskim West Endzie miał 30 czerwca 1983 roku. Dwa lata później tytuł pokazano w Nowym Jorku na Broadwayu. Przedstawienie powstało na podstawie kultowego muzycznego filmu pod tym samym tytułem z 1952 roku i przez kolejne dekady podbijało sceny na całym świecie. Libretto napisali Betty Comden i Adolph Green, piosenki zaś Arthur Freed. Za muzykę do "Singin’ In The Rain" odpowiada Nacio Herb Brown.
Tytuł w 2012 roku trafił do Teatru Muzycznego Roma w Warszawie, gdzie osiągnął spory sukces. Wersja w reżyserii Wojciecha Kępczyńskiego stała się inspiracją dla Tadeusza Kabicza, któremu powierzono wyreżyserowanie poznańskiej inscenizacji. Cieszy fakt, że Kabicz nie próbował stworzyć kopii. Nie zdecydował się też – na szczęście – na eksperymenty i dewastowanie klasycznych ram musicalu. Oprócz lateksu w niektórych kostiumach nie znajdziemy tu więc politycznych aluzji czy ekologicznych manifestów. W efekcie na deskach Teatru Muzycznego w Poznaniu oglądamy estetyczne widowisko, które przenosi nas w świat filmu. Brawurowo poprowadzona przez Krzysztofa Herdzina orkiestra maluje tło do kolejnych scen, nadając odpowiedniego tempa. Dopracowane i dobrze wymyślone kostiumy i scenografia Natalii Kitamikado tworzą wraz z muzyką idealną przestrzeń dla aktorskich popisów. Pomagają w tym także świetnie przetłumaczone przez Daniela Wyszogrodzkiego teksty.
Akcja musicalu rozgrywa się w latach 20. w Hollywood, w czasie przechodzenia kina z filmów niemych na dźwiękowe. Jak się okazuje, dla jednych aktorów jest to dramat, dla innych – szansa. Główny bohater, popularny aktor Don Lockwood (Maciej Podgórzak), uwikłany jest we współpracę z gwiazdą Liną Lamont (Barbara Melzer), której uroda nijak się ma do fatalnego głosu, który jest kluczowy przecież w filmach udźwiękowionych. Na ich drodze pojawia się zdolna debiutantka, Kathy Selden (Marta Wiejak) jest także Cosmo Brown (Bartosz Sołtysiak) – wierny przyjaciel i utalentowany kompozytor, z którym Don Lockwood występował na scenie od najmłodszych lat.
Melzer!
Obsada poznańskiej wersji została skompletowana bardzo precyzyjnie, bez zastrzeżeń radzi sobie z materiałem i piosenkami. A warto tu podkreślić, że "Deszczowa piosenka" to jeden z tych musicali, w których się "dużo gada". W przypadku niedopracowanej reżyserii lub "drewnianego" aktorstwa bardzo łatwo o klęskę. Na tle bardzo dobrego zespołu aktorskiego i tanecznego wyróżnia się Barbara Melzer. To doświadczona aktorka, nazwisko znane i cenione. W "Deszczowej piosence" jest doskonała. Ma w sobie klasę, naiwność, ale też stanowczość. Jest piękna i doskonale fałszuje (zgodnie ze scenariuszem). Uwodzi publiczność i dominuje na scenie. Gwiazda! Duże wrażenie zrobił też Bartosz Sołtysiak. Jego Cosmo Brown ma amerykański czar, bezbłędnie radzi sobie z bardzo trudną choreografią, a przy tym wciąż się uśmiecha. Jego udana kreacja nie jest dla mnie zaskoczeniem, bo to kolejne przedstawienie Teatru Muzycznego w Poznaniu, w którym pokazuje swoje możliwości. Brawo!
Choć kluczowa dla przestawienia scena tańcu w deszczu została bardzo dobrze przygotowana, a padający deszcz orzeźwia siedzącą na widowni publiczność, Maciej Podgórzak aktorsko nie dogonił Dariusza Kordka, który grał warszawską premierę. Choć nie można mu odebrać mocnego głosu i niezłej gry.
Najsłabszym punktem przedstawienia jest choreografia scen zbiorowych (Michał Cyran, Maciej Glaza). Oglądając je miałem wrażenie niedopracowania (odstawały też znacznie od tego, co oglądałem ponad dekadę temu w Romie). Tym bardziej, że poprzednia premiera teatru – "Piękna i Bestia" ma bajeczną choreografię.
Niemniej – "Deszczowa piosenka" to kolejny sukces Teatru Muzycznego w Poznaniu. Przedstawienie, w którym step nas uczy pogody i dystansu. Musical, który poprawi humor bez infantylnych zabiegów. Spektakl estetyczny i dopracowany. Zgodny z marką poznańskiej sceny.
Ocena spektaklu: *****/******
Jakub Panek, krytyk teatralny, dziennikarz i wydawca Wirtualnej Polski