"Kombinat" w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Ciechowski byłby dumny [RECENZJA]
Nie trzeba być fanem Grzegorza Ciechowskiego i Republiki, by dać się zahipnotyzować najnowszej premierze Teatru Muzycznego w Poznaniu. "Kombinat", czyli autorski musical Wojciecha Kościelniaka to rarytas i najlepsze przedstawienie muzyczne w historii Poznania. Koronkowa robota twórców od razu pozwala też awansować ten spektakl na podium najlepszych musicali prezentowanych w Polsce od przynajmniej dwóch dekad.
Choć z plakatu bije chłód, a z opisu przedstawienia mrok – "Kombinat", którego premiera odbyła się 19 czerwca w Teatrze Muzycznym w Poznaniu (przy prawie 40-stopniowym upale) rozpala zmysły i rozjaśnia umysł. W swoich ocenach staram się zawsze brać stronę Widza, bo skoro do kultury zachęcamy, za kulturę płacimy (czasem słono), to powinniśmy oczekiwać najlepszych "produktów". Bez znaczenia - czy wybierzemy: koncert, balet, teatr niezależny, performance, musical, operę, kino, wystawę.
Teatr Muzyczny w Poznaniu od kilku lat z sukcesem prowadzony jest przez Przemysława Kieliszewskiego. W ostatnim czasie scena przy Niezłomnych 1e dogoniła polskich liderów, czyli Teatr Muzyczny Roma w Warszawie oraz Teatr Muzyczny im. D. Baduszkowej w Gdyni. Pomimo skromnej siedziby (nowa na szczęście niebawem), w Poznaniu musicale udają się nadzwyczaj dobrze. Wystarczy wspomnieć takie tytuły jak: "Jekyll&Hyde", "Zakonnica w przebraniu", "Nine" czy "Rodzina Addamsów". Tuż przed pandemią teatr sięgnął również po autorski projekt "Virtuoso", czyli musical o Paderewskim. Udało się, choć było nazbyt patetycznie. Tym razem zdecydowano się na przedstawienie z kultowymi piosenkami Republiki i Grzegorza Ciechowskiego. To duże ryzyko sięgać po taki materiał do celów musicalowych. Łatwo o katastrofę. Ale scenariusz i reżyserię powierzono jednemu z najlepszych polskich twórców gatunku (obok Wojciecha Kępczyńskiego i Jacka Mikołajczyka) – Wojciechowi Kościelniakowi. To on z sukcesem stworzył wiele polskich musicali, m.in.: "Lalkę", "Chłopów" i "Wiedźmina". Tym razem, korzystając z bogatych zasobów Ciechowskiego wykreował "Kombinat".
Kora. I ta precyzja!
To typowy musical jukebox, czyli oparty o przeboje jednego zespołu/twórcy. Na świecie powstało takich wiele, chociażby znany doskonale nad Wisłą, przeniesiony z Broadwayu i West Endu musical "Mamma Mia!" w Teatrze Muzycznym Roma. Tam kręgosłup stanowiły piosenki Abby, skupiając się głównie na kwestiach uczuć, przyjaźni, miłości. "Kombinatem" Kościelniak postawił sobie wysoką poprzeczkę. Bo chciał stworzyć musical stroniący od polityki, ale komentujący piosenkami Republiki rzeczywistość w Polsce, jednocześnie tworząc rozrywkowe przedstawienie dla każdego. W małej, ciasnej przestrzeni Teatru Muzycznego w Poznaniu chciał pokazać futurystyczną, surrealistyczną i pełną metafor wizję ze świata m.in. Orwella.
W efekcie przenosimy się do świata, w którym nie ma miejsca na wolność i swobodę. Każdy musi być szarym człowiekiem, myślącym tak jak tytułowy "Kombinat" nakazuje. Kościelniak tylko z pozoru miał ułatwione zadanie pracując z wybitnymi tekstami Ciechowskiego. Musiał spiąć te hity inteligentnym tekstem i myślą. Udało się, i nie jest to kwestia przypadku.
Ten polski musical to majsterszyk. Szesnaście piosenek (począwszy od "Kombinatu", poprzez kultowe "Telefony", "Tak, tak to ja", "Białą flagę", aż po przeszywającą "Moją krew") prezentuje wyborna obsada, skompletowana z nieprzeciętnych talentów. Absolutnie doskonałe kreacje Jana (Jakub Brucheiser), Suku (Joanna Rybka), Agrawy (wielka Barbara Melzer, tym razem w stylizacji Kory), Psów (Mateusz Feliński, Maciej Zaruski), Lali (Katarzyna Tapek) i Dancera (Bartosz Sołtysiak). Naprawdę ciężko znaleźć słaby punkt w tej obsadzie.
Mrozi krew w żyłach
Powyższe filary, a więc reżyserię, obsadę, muzykę wzmacnia piękna, wartka i hipnotyzująca choreografia Eweliny Adamskiej-Porczyk, jak z dzieł Lema dopracowane kostiumy Anny Chadaj i ascetyczna, ale wzbogacona artefaktami kosmicznej urody scenografia Damiana Styrny. Po raz pierwszy w Teatrze Muzycznym w Poznaniu ogromny nacisk postawiono na reżyserię światła i projekcje (Tadeusz Trylski, Eliasz Styrna). Efekty zachwycają.
W tej lawinie (zasłużonych, wypracowanych w pocie czoła) komplementów nie może uciec przesłanie „Kombinatu”. „To moją krwią podpisywano wojnę, miłość, rozejm, pokój, wyrok, układ, czek na śmierć. Moja krew! I Twoja też…” – wykrzykuje/wyśpiewuje główny bohater w ostatnich minutach przedstawienia. I jest to moment, który zmrozi krew w żyłach nawet podczas afrykańskiego żaru.
„Kombinat” to pozycja obowiązkowa. Ciechowski byłby dumny.