Gdyby mogły cofnąć czas, nie pokazałyby się nago. Zdjęcia będą wracać jeszcze latami
- Czułam się zbrukana - powiedziała Agnieszka Włodarczyk. - Żałuję - mówiła z kolei Weronika Rosati. - Został niesmak - to z kolei wspomnienie Anny Dereszowskiej. Pokazały się w scenach, o których chciałyby zapomnieć.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Hollywood nie zapomina, internet tym bardziej. Amerykańska aktorka Jessica Biel udzieliła właśnie wywiadu, w którym wróciła do kontrowersyjnej sesji z marca 2000 roku. Gwiazda "Siódmego nieba" przyznała w rozmowie z „Awards Chatter”, że zdjęcia topless były prawdziwym szokiem dla ekipy serialu. Nawet trudno się dziwić. Na planie pracowali już 4 lata, gdy do kiosków trafił magazyn "Gear" z rozebraną Biel na okładce.
- Najgorsze było to, że musiałam wrócić do pracy. Wszyscy pracownicy serialu byli zszokowani i nie wiedzieli, czy mają mi się patrzeć w oczy. Byłam w prawdziwej rozsypce – mówi po latach. – Zgodziłam się na pewne rzeczy, na które być może nie powinnam. To po prostu była jedna z tych rzeczy, które wymknęły się spod kontroli – tłumaczy dziś. Nie tylko Jessica wstydzi się takich zdjęć.
"Poszłam w tzw. seksiarę"
Biel miała szczęście. Widzowie dziś pamiętają raczej nie kontrowersyjną okładkę, a prędzej jej rolę Mary w serialu "Siódme niebo". Jako córka pastora zebrała całkiem pokaźne grono fanów. To ona jako pierwsza zdecydowała się odejść z obsady serialu, tłumacząc się chęcią szukania nowych zawodowych wyzwań. I udało się, bo szybko zdobyła role w m.in. "Elizabethtown" czy "Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną". Ze wspomnieniami o rozbieranej sesji dziś chciałaby się pewnie rozprawić tak, jak Leatherface ze swoimi ofiarami. Bez litości. Biel zostaje dziś tylko żal.
Podobnie zresztą jak i kilku innym aktorkom, które dały się skusić na rozbierane sesje i sceny w filmach. Przykładów z Polski nie trzeba szukać daleko. Agnieszka Włodarczyk miała zaledwie 16 lat, gdy zagrała w "Sarze" Macieja Ślesickiego. Romans młodziutkiej córki gangstera i jej o wiele starszego ochroniarza (w tej roli Bogusław Linda), okraszony był wieloma scenami rozbieranymi. Choć film przez kilka tygodni utrzymywał się w czołówce najchętniej oglądanych produkcji, nie brakowało słów krytyki pod adresem reżysera. Mówiło się, że by uratować film z wątłym scenariuszem, specjalnie obsadził w głównej roli młodziutką debiutantkę. Bo każdy chciał zobaczyć "momenty".
Włodarczyk była niepełnoletnia. Zgodę na jej udział w erotycznych scenach musiała wyrazić mama. Nie protestowała. Podobno nawet zachęcała córkę do przyjęcia roli. Aktorka po latach wyznała, że długo miała do mamy o to pretensje. Po premierze filmu Włodarczyk zaczęła zresztą głośno narzekać na swoje relacje z matką, Anną Stasiukiewicz, twierdząc, że ta za wszelką cenę próbowała wepchnąć ją do show-biznesu.
- Postąpiłabym tak samo, choć może nie we wszystkim – powiedziała Włodarczyk w rozmowie z "Vivą". - Niechętnie rozmawiam o "Sarze" i rozbieraniu się na ekranie. To było niepotrzebne, za bardzo to przeżywałam. Z drugiej strony, gdybym nie zagrała w "Sarze", moja kariera nie potoczyłaby się tak szybko - dodała
W tym samym wywiadzie stwierdziła, że dopiero gdy rozpętała się burza wokół filmu, zrozumiała, że nie rozebrała się przed kilkoma osobami na planie, a przed milionową widownią. – Czułam się zbrukana – skomentowała.
- Ludzie patrzą na piersi, a nie na to, jak się gra. Dobrze, że dostałam potem na festiwalu na Ukrainie nagrodę za debiut. Byłam z niej dumna, chociaż u nas prasa wcale tego nie nagłośniła. Od tamtej pory zahartowałam się bardzo – przyznała.
Żal po "Sarze" nie trwał jednak długo. Włodarczyk wzięła udział w sesji dla magazynu dla panów. I znów szybko pożałowała swojej decyzji. Przyznała, że widzowie zaczęli ją postrzegać wyłącznie przez pryzmat ciała. – Poszłam w tzw. seksiarę. Nie chcę już iść w tę stronę, wracać do tego. Choć to prawda, że nagością łatwiej się w Polsce wylansować – powiedziała w rozmowie z "Glamour".
Zobacz też: Klaudia Halejcio o odważnych scenach erotycznych
A gdyby tak się zakryć…
Nie brakuje nam w polskich filmach pięknych, erotycznych scen. Takich, których nawet trudno dziś żałować, bo w pewien sposób stały się ikoniczne. Ewa Gawryluk rozebrała się z "Kuchni polskiej", Karina Szafrańska w "Seksmisji", Renata Dancewicz w "Pułkowniku Kwiatkowskim", Katarzyna Figura w "Kingsajz" czy "Pociągu do Hollywood". Ale problem zaczyna się pojawiać, gdy wszyscy piszą, że do sławy doszłaś dzięki rozbieraniu się przed kamerą.
Dlatego po latach podobne wątpliwości, co Jessicę Biel dosięgnęły też Małgorzatę Sochę. Wdzięki pokazała w filmach "Stacyjka" i "To my". Ten drugi film – z 2000 roku – opowiadał licealistach przygotowujących się do egzaminu dojrzałości. Socha grała tam Karolinę, pokazała się w erotycznej scenie z Marcinem Chochlewem.
- Ja już swoje rozbierane sceny zagrałam. I żałuję tego – powiedziała w rozmowie z magazynem „Gwiazdy” aktorka. – To naprawdę nie jest nic przyjemnego. Szczególnie w takich okolicznościach, w jakich były realizowane moje zdjęcia. Nie ma nawet o czym opowiadać – przyznała enigmatycznie po latach.
Weronika Rosati też opowiedziała o rozbieranych scenach, których żałuje. Podkreśliła, że była jedynie w trzech i tylko w tych, a dorobek zawodowy ma duży.
- Żałuję tych jedynych trzech rozbieranych scen, jakie w życiu zagrałam na kilkadziesiąt filmów i seriali. Gdybym była kimś innym, mogłaby być może grać sobie, co chcę, tak jak inne aktorki grają, co chcą. Nie ma tego efektu, ponieważ są uważane za artystki – przyznała w "Glamour".
Bardziej zakryta niż odkryta chciałaby być także Anna Dereszowska, która w filmie „Ixjana. Z piekła rodem” też miała wstydliwą scenę. O odważnych scenach seksu z Samborem Czarnotą jeszcze długo nie zapomni. Tak jak i o całym filmie. - Miałam wrażenie, że biorę udział w ambitnym przedsięwzięciu, ale się myliłam. Film był po prostu słaby. Został niesmak. To był jedyny moment w karierze, kiedy chciałam zrezygnować z zawodu – wyznała Dereszowska w wywiadzie dla "Twojego Stylu" w 2016 roku.
Zostaje więc żal, kajanie się w wywiadach, czasem i modlitwa. Paulina Młynarska, nawiązując do religijności Cezarego Pazury, tak komentowała swoją rolę w filmie "Wirus" z 1996 roku.
– Czarek, please, odmów i za mnie "dziesiątkę" kochany! Bo za ten film (swoją drogą, co ja we łbie miałam?), w którym zagraliśmy razem kilka scen na golasa pod koniec ubiegłego wieku, strasznie mnie teraz niszczą ci Twoi przyjaciele na prawicowych forach. Może jak matka się wstawi to przestaną? – pisała na Facebooku.
Można dziś z tego żartować, ale tak naprawdę to ich wspomnienia smucą. Bo przez to, że pokazały się nago, lub tylko topless, przyklejono im łatkę ekranowych kusicielek, które nic innego nie potrafią zagrać. Dlaczego dziś właściwie muszą się wstydzić tych zdjęć i scen z filmów? Trudno obecnie znaleźć aktora, który opowiadałby w wywiadach, że wstydzi się scen, w których pokazał trochę ciała za dużo. Za to wyznań aktorek bez liku. Helen Mirren w jednym z wywiadów przyznała nawet, że zgodziła się na granie nago, choć to było dla niej niekomfortowe. – Nie chciałam, żeby uważano mnie za spiętą – przyznała po latach już z ogromnym bagażem doświadczeń filmowych.
- Byłam naiwna. I przez moją naiwność nie ochroniłam siebie przed branżą filmową. Nikt nie przejmował się mną, ani nie brał odpowiedzialności za to, jak moje ciało zostanie odebrane przez widownię – powiedziała z kolei aktorka Anna McGahan. W serialu „Porachunki” pojawiła się w kilku scenach w negliżu. Miała 22 lata. Przejęła się tym tylko ona. Nikt więcej.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.