Harry i Meghan wpuścili kamery. Co udało się pokazać?
Harry i Meghan od wielu miesięcy byli niszczeni przez media na całym świecie. W końcu zdecydowali się udzielić wywiadu, w którym to oni w reszcie mogli przedstawić swoją wersję wydarzeń. Udało się też przemycić fragmenty ich prywatnego życia w Kalifornii.
Temat nr jeden w mediach to wywiad Harry'ego i Meghan dla Opry Winfrey, który już na zawsze i wyraźnie zapisze się w historii popkultury. W trakcie dwugodzinnego wywiadu była para książęca uderzyła w podstawy brytyjskiej rodziny królewskiej z całą mocą. Mówili o rasistowskim zachowaniu członków dworu, o braku akceptacji dla Meghan, o tym, że nie dostała pomocy psychologicznej, gdy posypało się jej zdrowie psychiczne w czasie ciąży i w reszcie o tym, że Meghan miała myśli samobójcze.
Dawno nic nie podzieliło ludzi tak jak te wyznania byłych "rojalsów". Obie strony przedstawiają swoje argumenty za tym, czy wierzyć Meghan i Harry'emu czy nie, ale i tak na końcu to ich życie, które zdecydowali się spędzić z dala od toksycznego dworu. A jak to życie wygląda?
Zobacz: Księżna Kate świadkiem w sądzie w sprawie księżnej Meghan?
Meghan i Harry wpuścili Oprę z kamerami do swojego życia, ale nie pokazali zbyt wiele. Widzowie, którzy oczekiwali większego wglądu w ich codzienność w posiadłości w Montecito w Kalifornii mogli być zawiedzeni. Harry i Meghan zaprowadzili dziennikarkę do... zagrody dla uratowanych z farmy przemysłowej kurczaków.
"Kurczaki Archiego" to spora przestrzeń z kilkunastoma kurczakami, którymi zajmują się na co dzień razem z synem. Meghan przyznała, że po wyjeździe z Wielkiej Brytanii chcieli "wrócić do podstaw" i "żyć autentycznie". Wodą na młyn krytyków jest jednak fakt, że Harry i Meghan nie mieszkają na ekologicznym ranczu, a w posiadłości wartej 14,5 mln dolarów.
Tej jednak nie zdecydowali się pokazać. Ani przez minutę nie zdradzają, jak mieszkają. Mówi się, że ogród, który widzimy podczas całego wywiadu, nie należy do nich, a cały materiał przygotowano w "domu przyjaciół". Tak chronią resztki prywatności?
Harry przyznał, że życie w Kalifornii uratowało jego rodzinę, ale przede wszystkim jego zdrowie psychiczne. Szczególnie w czasie pandemii.
- Miniony rok był szalony dla wszystkich, ale najważniejsze było to, że mieliśmy przestrzeń, gdzie mogliśmy spacerować z Archiem, wyprowadzać psy, chodzić po wzgórzach - powiedział Harry.
- Chodziliśmy na plażę, która jest bardzo blisko. Wszystkie te drobne rzeczy, tak myślę, były ważne, a najlepsze było to, że mogłem wsadzić syna w jego specjalne dziecięce krzesełko i jeździć z nim na rowerze. To coś, co nie było mi dane, gdy byłem mały - opowiadał. - Widziałem, jak siedzi za moimi plecami, rozpościera rączki, pokrzykuje i gada, gada, gada - dodał.