Trwa ładowanie...

Henryk Talar dla WP: "Myślę o tych, których już nie ma na tym padole"

Henryk Talar, gwiazda teatru, filmu, telewizji i radia mówi WP o ciężkiej operacji, jaką przeszedł trzy miesiące temu: - Mój uszkodzony nerw ma 1,2 metra długości i on się rehabilituje jeden milimetr na dobę. Można sobie obliczyć, ile to potrwa.

Henryk Talar dla WP: "Myślę o tych, których już nie ma na tym padole"Źródło: East News
d3w0jzr
d3w0jzr

Sebastian Łupak: Doszły nas słuchy, że jest pan w złym stanie fizycznym?

Henryk Talar: Trzy miesiące temu przeszedłem operację kręgosłupa i od tego czasu byłem na wózku inwalidzkim.

Co się stało?

Wracałem z planu filmowego i nagle przed furtką domu w Komorowie przewróciłem się i już nie wstałem. Ból był straszny, chodziłem po ścianach, więc wziąłem lampę kwarcową i przypaliłem sobie to miejsce. Zrobiłem sobie krzywdę. Musiałem czekać 10 dni na operację. No, głupota życiowa. 75-letni dorosły zachowuje się jak dziecko.

Teraz boli?

Ja nie jestem z tych, którzy się obnoszą ze swoją dolegliwością. Wiem, że moje niechodzenie to nie jest wielka tragedia. Znam ludzi, którzy mają znacznie poważniejsze problemy ze zdrowiem. Moja rehabilitacja trwa już trzy miesiące, a ma podobno potrwać rok, więc bardzo długo. Jestem w takim momencie życia i zawodu, że to jest bardzo dokuczliwe. Rok wyrwany w wieku 75 lat to jest szmat czasu.

Zawodowo może pan jakkolwiek funkcjonować?

Nie. Muszę się wyłączyć z tego, co kocham najbardziej, czyli z działania aktorskiego. Od trzech miesięcy nie ma mnie w radiu. Bardzo mi tego brakuje [Talar czytał m.in. powieści w odcinkach, nagrywał słuchowiska radiowe – red.] Kończę swoje dogrywania w serialu ”Leśniczówka”, tam jestem na wózku. Co za zbieżność: wózek z ”Leśniczówki” służył mi prywatnie.

ONS.pl
Źródło: ONS.pl

Jak wygląda pana dzień?

Krucho. W domu przejdę o lasce kilka kroków i tyle. Nieciekawie, ale z nadzieją. Rehabilitację mam codziennie. Widać postępy. Jak mi powiedziano, mój uszkodzony nerw ma 1,2 metra długości i on się rehabilituje jeden milimetr na dobę. Można sobie obliczyć, ile to potrwa. To jest stan, który określiłbym ”upierdliwym” (śmiech) Nie mogę się poruszać bez laski. A wózek już oddałem do ”Leśniczówki”. Bardzo pomogli mi lekarze ze szpitala powiatowego w Grodzisku Mazowieckim, w tym chirurg Paweł Wichrowski, który mnie operował. To profesjonaliści.

d3w0jzr

To, że mamy dodatkowo koronawirusa wpływa na pana samopoczucie?

Na psychikę. I oby psychika to wytrzymała. Bardzo pomaga mi żona. Martwię się o frekwencję w teatrach i kinach. Aktor dla samego siebie nic nie znaczy. Przypomina mi się sen, który prześladuje mnie od lat: gram Eryka XIV u Macieja Prusa w teatrze w Kaliszu jako początkujący aktor w 1972 roku. Na zakończenie przedstawienia kłaniam się, słyszę barwa, podnoszę głowę, a tam pusto na widowni. Ten sen mnie prześladuje. Oby nie był proroczy.

Ale humor poprawiła mi wiadomość, że zostałem nominowany do nagrody Mistrza Mowy Polskiej.

Gratulacje! Jaką miałby pan radę dla początkujących aktorek, czy dziennikarzy telewizyjnych, którzy chcieliby tak dobrze jak pan posługiwać się językiem polskim?

Ja pochodzę ze wsi Kozy na Podbeskidziu. Niechlujstwo językowe towarzyszyło kiedyś także mojemu językowi. Ale ja miałem doskonałych nauczycieli, którzy dużo ode mnie wymagali. Zdawałem sobie sprawę, że mój język kulał, ale szukałem ludzi, którzy posługiwali się piękną polszczyzną. Utykałem językowo, ale uczyłem się na własnych błędach. Popełnianie błędów nie jest złe, złe jest dopiero ich powtarzanie. Zadbajmy o język. To ważne, bo język nas łączy. Kraczę, ale zasady są potrzebne. Dziennikarze, aktorzy, politycy, nauczyciele powinni dbać o polszczyznę. Nie jestem purystą językowym, ale chcę być w środku dobrej literatury. Zwracajmy więc uwagę na źle wypowiedziane słowa.

Jakie błędy pana irytują?

Gdy słyszę ”półtorej kilometra” zamiast ”półtora kilometra”. ”Włanczam”, ”spadać w dół”, ”cofać do tyłu”, ”kontynuować dalej”, ”akwen wodny”.

d3w0jzr

Wracając do pańskiej choroby, czy perspektywa siedzenia na wózku coś zmienia?

Czuję się, jak statek, który wypłynął na szerokie wody i nagle, na środku oceanu, pojawia się dziura i człowiek próbuje załatać tę dziurę. A dziura jest coraz większa i statek tonie. Bez ludzi nie dałbym rady. Nagle przypominają mi się ludzie, których już nie ma na tym padole: Ryszarda Hanin, Romek Wilhelmi, Jurek Kamas, Marek Walczewski. I tak dalej…

Ale też przypominają mi się przyjaciele. Wczoraj rozmawiałem z Izą Cywińską, też cierpiącą na kręgosłup. I nagle odzywa się potrzeba kontaktu z innymi ludźmi. Zacząłem więc troskliwiej obracać kartkę z nazwiskami. Jest potrzeba kontaktu duchowego, cieplejszego, bez żadnego interesu, po prostu, żeby się dowiedzieć, co słychać u znajomych.

Priorytety się zmieniły?

Aktor dużo myśli o sobie, bo jest stworzeniem egoistycznym. Tak jest stworzony. Ale teraz nastąpiło przewartościowanie: jest mi potrzebny drugi człowiek. Aktor sam dla siebie nic nie znaczy. Dopiero wtedy jest sztuka, gdy po drugiej stronie jest człowiek. Często to było nieuświadomione. Teraz już wiem, że jeśli komuś jestem wciąż potrzebny, to ten ktoś jest równie ważny, jak ja.

d3w0jzr
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3w0jzr