Jacek Poniedziałek o swoim alkoholizmie: "Wlewałem na przemian białe wino i wódkę"
Już w marcu 2021 r. Jacek Poniedziałek zamierza wydać "(Nie)dziennik", w którym opowie o swojej walce z nałogami. Do sieci trafił fragment publikacji, gdzie autor opowiada o pijackiej imprezie, którą mógł przypłacić życiem.
Jacek Poniedziałek po raz kolejny udowadnia, że nie boi się strasznych tematów. Aktor opublikował poruszające świadectwo wychodzenia z nałogów w formie "(nie)Dziennika". Nachodząca publikacja, której premiera odbędzie się 10 marca 2021 r., to relacja z życia w artystycznym środowisku pełnym narkotyków, alkoholu i przygodnego seksu, przeplatana opisami pobytu w ośrodku odwykowym.
Poniedziałek wspomina także trudne dzieciństwo w biedzie. Jego ojciec, który był kelnerem, zmarł, gdy aktor miał zaledwie 4 lata. Matka musiała podjąć się pracy w hucie szkła w Krakowie. Autor książki bardzo wstydził się trudnych warunków, w których musiał się wychowywać.
- Rozbestwione ego szuka zaspokojenia, kontaktu, głaskania, chuchania i dmuchania, pieszczot, dobrego słowa i czułości. Szuka szaleństwa, znieczulenia, picia, ćpania i seksu. Wszystkiego w nadmiarze. W nasyceniu. Do dna. To nie jest opowieść o Nowym Jorku, Ciudad de Mexico, Warszawie ani Krakowie, choć dzieje się we wszystkich tych miejscach. To historia walki z nałogiem, perwersyjnym głodem, nienasyconym ego i opresją rzeczywistości. HALT to refleksja, która kiełkowała wsobnie, by objąć świat teatru, rodaków o sobie mniemanie i powracające narodowe demony. To "stop" i "naprzód" jednocześnie - czytamy w opisie książki.
Poniedziałek opowiedział także o mocno zakrapianej imprezie, która mogła mieć dla niego bardzo tragiczne skutki.
- Kilka nocy temu w tę dziurę bez dna wpompowałem litry prosecco, hojnie zasypałem ją śniegiem, ale jej nie nasyciłem. Później, już gdzie indziej, wlewałem w nią na przemian białe wino i wódkę, okadzałem skrętami. Dalej już nie wiem co, z kim ani gdzie. Nie wiem, jak trafiłem do domu, jak otworzyłem drzwi, jak zdołałem się rozebrać i położyć do łóżka. Opowiadali mi później, że się ekstatycznie bawiłem, bardzo długo sam ze sobą tańczyłem, wszystkich kochałem, wszystkim chciałem pomóc, duszkiem piłem jednego za drugim. A potem upadłem jak kłoda na środku małego, kamiennego parkietu. Dwóch eskortowało moje zwłoki, które wiedzione tajemniczym instynktem trafiły na odpowiednie piętro, znalazły klucze, umieściły je w zamku, a po wylądowaniu w swoim lochu niewdzięcznie wyrzuciły swoich wybawców za drzwi. I znowu upadłem na pysk. Bawić się euforycznie i nawet tego nie pamiętać? Rujnować po nic umęczone ciało i znękaną głowę? Zawalać zajęcia ze studentami, a wieczorem grać spektakle w niemal przedśmiertnym stanie?! - czytamy we fragmencie publikacji.