James Franco zawarł ugodę. Kobiety oskarżające go o molestowanie dostaną miliony
James Franco oprócz grania, reżyserowania, produkowania filmów i seriali, przez kilka lat prowadził szkołę aktorską. Kilka studentek oskarżyło go o molestowanie seksualne, ale aktor nie będzie sądzony, bo poszedł z rzekomymi ofiarami na ugodę. Właśnie ujawniono jej warunki.
James Franco od czasu rozdania Złotych Globów w 2018 r. nie ma lekko. Na gali zjawił się z przypinką Time's Up (hasło ruchu #MeToo), a współpracujące z nim kobiety wytknęły mu hipokryzję. Znalazło się 5 pań, które oskarżyły aktora o molestowanie seksualne.
Wśród skarżących były Sarah Tither-Kaplan i Toni Gaal. Aktorki uczące się w szkole prowadzonej przez Franco w latach 2014-2017. Kobiety złożyły pozew pod koniec 2019 r. W lutym 2021 r. prawnicy obu stron obwieścili, że wypracowali porozumienie. Doszło już do podpisania odpowiednich dokumentów, teraz musi zatwierdzić je sąd.
Z najnowszych doniesień "Variety" wynika, że ugoda opiewa na łączną sumę 2 mln 235 tys. dol. (ok. 9 mln zł). Oprócz Franco studenki oskarżyły też jego wspólnika Vince'a Jolivette'a.
Paulina Gałązka: nas aktorki nazywa się histeryczkami, gdy wyznaczamy swoje granice
Kobiety skarżące się na molestowanie w szkole aktorskiej mówiły o "niewłaściwym i naładowanym seksualnie zachowaniu" obu panów. Franco i Jolivette mieli zmuszać studentki m.in. do odgrywania scen orgii, a kobiety, które bez pretensji rozbierały się w trakcie zajęć, miały być lepiej traktowane przez nauczycieli.
Obrońcy Franco początkowo oświadczyli, że oskarżenia stawiane przez dwie studentki są "fałszywe i podżegające, prawnie bezpodstawne i wniesione jako pozew zbiorowy, którego oczywistym celem jest uzyskanie jak największego rozgłosu dla żądnych uwagi powódek".