Grał Siarę w "Kilerze", potem śpiewał o Dudzie i wspierał Kaczyńskiego. Co się stało z Rewińskim?
W karierze Janusza Rewińskiego wszystko było żartem albo przynajmniej wyglądało jak żart. Tylko dziś żartów już raczej nie ma. Jest ciężka praca we własnym gospodarstwie rolnym.
Rewiński dołączył do grona artystek i artystów, którzy rezygnują z dużej sławy, wycofują się z aktywności publicznej i zaczynają prowadzić ciche życie. Gdzie i dlaczego ukrył się Skaut Piwny, Siara, człowiek porównywany do Stańczyka?
Misiek, Siara, na ekranie i w kuluarach
Janusz Rewiński urodził się cztery lata po wojnie w rodzinie pochodzącej z Kresów, która została przesiedlona na Ziemie Odzyskane. Dzieciństwo i młodość spędził na Ziemi Lubuskiej i w okolicach Wrocławia. Miał zostać technikiem budowy silników lotniczych, ale szybko okazało się, że o wiele bardziej interesuje go satyra.
Temat jego wykształcenia wrócił zresztą po latach, kiedy prawicowi dziennikarze całkiem na serio próbowali go przedstawiać jako eksperta od techniki lotniczej i pytać o przyczyny katastrofy w Smoleńsku.
Zobacz: "Mały Zgon": Juliusz Machulski o kulisach powstawania serialu
Na przełomie lat 60. i 70. Rewiński studiował w krakowskiej szkole aktorskiej, wiążąc się już wtedy z Piwnicą Pod Baranami, gdzie występował z żartobliwymi monologami. Jego talent kabaretowy dostrzegł Wiesław Dymny, jedna z najważniejszych postaci ówczesnej krakowskiej bohemy artystycznej.
Z taką przepustką mógł z powodzeniem występować na wszystkich scenach kabaretowych w Polsce. Nic więc dziwnego, że po angażu do poznańskiego Teatru Polskiego, choć występował na jego deskach, znany stał się przede wszystkim z brawurowych popisów w kabarecie Tey.
Wejściem na kolejny szczebel popularności, tym razem już masowej, była rola Miśka, aroganckiego, przemocowego dyrektora teatru w Kabarecie Olgi Lipińskiej. Misiek był zresztą postacią dość podobną do Kierownika, którego kreował podczas występów z kabaretem Tey.
- Janusz, taki, jak go pamiętałem przede wszystkim z kabaretu Olgi Lipińskiej nigdy nie "grał" tylko "był", zwłaszcza na tle aktorów w tym programie, którzy przerysowywali swoje postaci - wspomina reżyser Juliusz Machulski.
- On jest taką syntezą polskiego "Miśka" który z jednej strony jest "kierownikiem kuli ziemskiej" znającym odpowiedź na wszystkie pytania, z drugiej zaś - "przyp….olić potrafi". A wszystko to robi z niebywałym poczuciem humoru, inteligencją i wdziękiem – jednym słowem z tym, co nazywamy charyzmą.
Telewizyjne występy otworzyły Rewińskiemu drogę na duży ekran. Wszedł do kina bardzo dziarskim krokiem: występował zarówno w serialach, choćby w słynnych "Zmiennikach", w filmach dla dzieci, m.in. w "Podróżach pana Kleksa", a przede wszystkim - w komediach. Jego doświadczenie kabaretowe znakomicie przydało mu się w kreowaniu bardzo wyrazistych i pamiętnych charakterów.
Najbardziej znanym z nich był oczywiście gangster Siara z filmu "Kiler" Machulskiego z 1997 roku. To niezbyt rozgarnięty, wulgarny biznesmen-sybaryta, ironiczny i przewrotny symbol polskiego sukcesu z czasów potransformacyjnych.
- Janusz był Siarą - mówi Machulski.
- Wypełnił tę postać swoją osobowością. Bez niego film byłby mniej udany. Co ciekawsze - był tak oczywistym wyborem do tej roli po przeczytaniu pierwszej wersji scenariusza, że powiedziałem sobie: "To powinien być Rewiński, ale to chyba za wprost. Szukajmy dalej". I zaproponowałem rolę Stanisławowi Tymowi, który propozycję przyjął, ale – tu los był dla mnie łaskawy – odmówił dwa tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć. Wtedy w obsadzie pojawił się Janusz, który był także pierwszym skojarzeniem mojej żony Ewy po przeczytaniu scenariusza. I jak się później okazało, również scenarzysty Piotra Wereśniaka, który tę rolę pisał specjalnie "pod niego", ale się z tą informacją nie zdradził.
To była jego najbardziej znana rola i do dziś taką pozostaje. Siara stał się internetowym memem, a teksty, które wygłaszał w filmie, trafiły do języka potocznego, jak choćby słynne "mają rozmach, skur…ny", wygłoszone na wieść o inwestycjach w nieruchomości, jakie poczynili jego kontrahenci. Albo komentarz z drugiej części filmu, w której Siara dostał jeszcze więcej miejsca na swoje proste obserwacje dotyczące świata: "no i w pi..u, i wylądował, i cały misterny plan też w pi..u".
- Po pracy z nim na planie miałem poczucie, że Rewiński-aktor nigdy się nie spóźnia, zna tekst na pamięć i reaguje na sugestie reżysera: ergo jest stuprocentowym profesjonalistą - ocenia Machulski.
- A do tego potrafi zaskoczyć, dorzucając do dialogu swoje własne teksty, które się potem pamięta, np. "Memory find – Siara! I wszystko jasne" albo "Gabrysia?...Rysia! Ryszarda III Waza, z baru ją wziąłem".
Z kina do telewizji
To był szczyt jego aktorskiej kariery. Trudno powiedzieć, czemu potem w zasadzie "zniknął" dla kina.
- Mogę tylko przypuszczać, że dzięki talentowi Janusza rola Siary tak głęboko zapadła widzom w pamięć, że reżyserzy boją się, że w kolejnych rolach również będzie Siarą. Kiedy obsadzałem go w "Superprodukcji" jako producenta filmowego Niedzielskiego, wiedziałem, że Janusz idealnie wcieli się w takiego "Siarę" rodzimej kinematografii, jaki był mi potrzebny – ocenia Machulski.
Rewiński pojawiał się potem jeszcze w nowych, znacznie niżej cenionych, odcinkach Kabaretu Olgi Lipińskiej i na dobre umościł się w telewizji: na przełomie wieków prowadził z Krzysztofem Piaseckim autorski program satyryczny "Ale plama", który potem zmienił tytuł na "Szkoda gadać".
- To była fantastyczna współpraca - wspomina Piasecki.
- Mieliśmy bardzo podobny sposób myślenia i poczucie humoru, mobilizowałyśmy się nawzajem do maksymalnego wykorzystania naszych zwojów mózgowych. Technicznie sprawa wyglądała tak, że spotykaliśmy się raz w tygodniu, on mieszkał wtedy w Warszawie, a ja w Krakowie. Siadaliśmy rano w telewizyjnej kawiarni i rozmawialiśmy o tym, co się wydarzyło w ostatnich dniach. Nie pisaliśmy pełnych tekstów, które mówiliśmy potem w studiu, mieliśmy tylko listę tematów i improwizowaliśmy. Wcześniej napisane były tylko piosenki: ja wymyślałem melodie, on pisał większość tekstów i wysyłał mi faksem do Krakowa. Janusz miał świetne wyczucie tego, o czym ludzie będą mówić, co stanie się tematem rozmów.
W 2010 roku Rewiński przez kilka miesięcy prowadził satyryczno-komentatorski program politykujący "Siara w kuluarach", a w ostatnich latach był felietonistą tygodnika "W Sieci". Wielokrotnie mówił o tym, że chętnie powróci do zawodu aktorskiego, ale nie dostawał żadnych propozycji. Kino wyraźnie o nim zapomniało.
Skaut Piwny
Ale Rewiński był nie tylko aktorem i satyrykiem, przez wiele lat piastował także funkcje polityczne, udowadniając, celowo czy też zupełnie wbrew swoim intencjom, że te dwie sprawy nie są zbyt odległe od siebie.
Zaczęło się w okolicy przełomu 1989 r. od letniego studia telewizyjnego, gdzie Rewiński prowadził satyryczny cykl "Skauci piwni". Opowiadał on o niezwykłym letnim obozie skautowym, którego uczestnicy woleli raczyć się tytułowym piwem, niż chodzić na podchody i zdobywać sprawności.
Choć trudno w to uwierzyć, ekipa satyryków występujących w tym programie założyła partię polityczną. Już jej nazwa brzmiała jak jeden wielki żart: Polska Partia Przyjaciół Piwa. Ale ktoś musiał jednak wziąć ten swoisty happening na poważnie.
I nie było to kilka osób. Poparcie było na tyle duże, że nowo powstałe ugrupowanie trafiło po wyborach z 1991 roku do parlamentu pierwszej kadencji, zdobywając ponad 3 proc. głosów - nie obowiązywał wtedy jeszcze wymóg przekroczenia progu wyborczego. Taki wynik pozwolił wprowadzić do Sejmu 16 posłów, wśród których byli m.in.: ceniony dziennikarz Adam Halber czy mało jeszcze wówczas znany aktor Krzysztof Ibisz.
Jednym z ważnych postulatów partii było... zwalczanie alkoholizmu. Drogą do tego miało być promowanie piwa kosztem wódki.
W programie ugrupowania można było przeczytać: "Nie mamy złudzeń, że Polak stanie się abstynentem. Tylko niech nie pije wódki. Smaczne, chłodne, aromatyczne piwo tak samo może służyć do wznoszenia toastów (...) Przy piwie można wymienić poglądy, przy piwie łatwiej dojść do porozumienia, dogadać się. Dogadujmy się, bądźmy tolerancyjni, wyrozumiali i spolegliwi".
W jednym z wywiadów poseł PPPP, Jerzy Dziewulski wspominał: "Posłowie ze styropianowym rodowodem byli zszokowani. Już nie oni, tylko my byliśmy bohaterami newsów".
Sam Rewiński był dość aktywnym posłem, ale doprawdy trudno było stwierdzić, czy jego wystąpienia na trybunie sejmowej były poważnymi przemówieniami politycznymi, czy raczej monologami satyryka.
- Jesteśmy zatruwani ołowiem i stopień jego stężenia w powietrzu, jak również ilość spożywanego alkoholu wysokoprocentowego powodują, że jesteśmy społeczeństwem agresywnym, nietolerancyjnym i może temperatura na tej sali również jest wypadkową tego zjawiska - głosił z trybuny sejmowej.
Cała historia założonego przez niego ugrupowania wyglądała zresztą jak skecz kabaretu - jedna z frakcji, na które podzieliła się partia nazywała się Duże Piwo, a w międzyfrakcyjnych walkach kanapowej w gruncie rzeczy organizacji Rewiński został odsunięty od przywództwa przez Leszka Bubla.
Powrót Cyncynata
Wielki powrót Rewińskiego do polityki nastąpił kilka lat temu. Satyryk pojawił się w miejscu nieco zaskakującym - na prawym skrzydle polskiej sceny.
- Na początku naszej wspólnej pracy Rewiński w ogóle nie ujawniał swoich przekonań politycznych. Ja też nie - wspomina Piasecki.
- Wydawało się i chyba tak było, że poglądy mieliśmy takie same. Pasowało nam to do formuły programu - staraliśmy się być przedstawicielami elektoratu, zwykłych ludzi. Potem, kiedy przeszliśmy z TVN do TVP, chętniej deklarował swoje prawicowe przekonania. Można było dostrzec, że dokonuje się w nim jakaś zmiana.
To musiała być spora zmiana, skoro w 2010 roku Rewiński wszedł do komitetu poparcia Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich i zaczął aktywnie wypowiadać się w prawicowych mediach.
- Jest tak, jak chcą panowie, którzy bezwstydnie występują w telewizjach, a przed przewrotem solidarnościowym byli oficerami Służby Bezpieczeństwa. Dzisiaj z odkrytą twarzą mówią, jakie to mają wpływy choćby na formowanie partii politycznych i inne sprawy - wyjaśniał w jednym z wywiadów przyczyny tego, czemu w Polsce nie jest tak dobrze, jak być powinno.
- Dopóki głosowanie będzie kartkowe, będzie manipulowane. Jestem święcie przekonany o tym, że każde wybory po 1989 r. były zmanipulowane. Jakieś worki z papierami, które gdzieś się przewozi z miejsca na miejsce, urny z jakiejś dykty…
Jego najważniejszym, w zasadzie ostatnim, publicznym występem w ostatnim czasie, był brawurowy monolog wygłoszony w 2015 r. na konwencji wyborczej Andrzeja Dudy. Na koniec aktor porwał zebranych do wspólnego śpiewania zwycięskiego hymnu na cześć przyszłego prezydenta: "Zwycięży Andrzej Duda, zwycięży polska brać, a cała ruska buda, niech idzie się wyspać".
- Byłem zaskoczony, kiedy w 2015 roku Janusz, niesłychanie inteligentny, dowcipny i zdystansowany człowiek z takim zapałem popierał publicznie najbardziej pozbawionego poczucia humoru i najmniej inteligentnego kandydata na prezydenta w historii Polski. Nie wiem, co musiało się stać przez te 15 lat, kiedy się nie widzieliśmy - komentuje Machulski.
Nic więc dziwnego, że po kilku latach Andrzej Duda odpłacił mu się prawdziwym hołdem - na 70. urodziny Rewińskiego w 2019 r. z kancelarii prezydenta wyszło pismo z życzeniami. Najpierw Duda porównuje Rewińskiego do Stańczyka, a potem - do "starorzymskiego wodza Cyncynata". I "wyraża nadzieję, że ilekroć trzeba będzie stanąć w obronie [...] Republiki", Rewiński "porzuci swoje gospodarstwo [...], aby niezawodnym orężem ciętej satyry znów przysłużyć się sprawie polskiej".
Zwykłe wiejskie życie
Co to za gospodarstwo, o którym wspomina prezydent? Rewiński już kilkanaście lat temu postanowił wyprowadzić się z Warszawy i znaleźć sobie cichą przystań gdzieś na prowincji. Wybrał małą wieś w gminie Siennica, nieopodal Mińska Mazowieckiego.
- Na 12 hektarach ziemi mam las, stawy rybne, łąki i pastwiska. Hoduję cztery konie, dziesięć owiec, cztery kozy, kury i kaczki. Koszę łąki, suszę siano, wycinam gałęzie, zabezpieczam sobie opał, drewno na zimę - mówił aktor w wywiadzie dla Wirtualnej Polski.
W innej rozmowie żartował jeszcze, że "rolnikiem z wyboru w naszym kraju można być tylko wtedy, gdy się ma przynajmniej takie poczucie humoru jak ja."
Widać rzeczone poczucie humoru go nie opuszcza, bo od tamtego czasu niewiele się zmieniło. Rewiński wciąż mieszka na wsi i dość konsekwentnie odcina się od życia publicznego.
- Rzadko tu do nas przychodzi, czasem ma jakieś sprawy, ale dawno go nie widziałam - opowiada młoda dziewczyna pracująca w urzędzie gminy w Siennicy.
Trochę więcej ma do powiedzenia sąsiadka aktora. Jak sama mówi, "mieszka za wodą", po drugiej stronie stawów zajmujących sporą część powierzchni wsi.
- Ale on nie chce rozmawiać z mediami - opowiada. - Już dawno podjął taką decyzję i nie zapowiada się, żeby miał ją zmienić. Mieszka tu spokojnie, pracuje, czasem rozmawiamy. Nic specjalnego. Zwykłe wiejskie życie.