Kora chciałaby obejrzeć ten spektakl. "A planety szaleją…" to emocjonalna petarda [RECENZJA]
Kora i Maanam zapisali się w historii polskiej kultury złotymi zgłoskami. Przedstawienie w Teatrze Współczesnym w Warszawie nie jest tylko hołdem dla Kory. To emocjonalna petarda, która skruszy najtwardsze serca i skusi do refleksji. To zasługa reżyserki Anny Sroki-Hryń i studentów Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie.
Na kameralnej, posiadającej zaledwie kilkadziesiąt miejsc Scenie w Baraku Teatru Współczesnego w Warszawie powstało jedno z najlepszych przedstawień muzycznych obecnie prezentowanych w stolicy.
"A planety szaleją…" miały swoją premierę w sierpniu 2021 roku, ja obejrzałem je dopiero w 2022 roku. Gdyby nie fakt, że jest to rzecz doskonała, nie poświęcałbym czasu, by na nią zaprosić. No chyba, że byłaby to klęska niczym "West Side Story" w Białymstoku, wtedy pozwoliłbym sobie na ostrzeżenie.
Korę i Marka Jackowskiego miałem przyjemność poznać osobiście. Pierwsze spotkanie nie należało do najprostszych, bo Kora nigdy nie miała zaufania do młodych dziennikarzy. Uważała, że do swojego zawodu podchodzą powierzchownie, nie interesują ich nawet rozmówcy, z którymi robią obszerne wywiady. I tu kosa trafiła na kamień, bo przed wywiadem z Korą dokładnie przestudiowałem historię Maanamu i ekscentrycznej wokalistki.
Ikona polskiego rocka powiedziała mi wtedy, że chciałaby, by po jej śmierci teksty żyły w nowych interpretacjach młodego pokolenia.
Kora by tego chciała
Marzenie Kory się spełniło. Wokalistka, aktorka, pedagog, w końcu reżyserka – Anna Sroka-Hryń w ramach zajęć ze studentami Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie postanowiła przygotować spektakl dyplomowy. Temat był na tyle interesujący, że za zgodą rektora AT, przedstawienie "A planety szaleją… Młodzi w hołdzie Korze" zagościło w niezwykle intymnej przestrzeni – na Scenie w Baraku Teatru Współczesnego w Warszawie. To tam popisywał się swego czasu Borys Szyc w znakomitym "Poruczniku z Inishmore". Tym razem grupa młodych nieznanych aktorów (Ada Dec/Aleksandra Boroń, Natalia Stachyra, Juliusz Godzina, Karolina Piwosz, Maja Polka, Jagoda Jasnowska, Olga Lisiecka, Maciej Dybowski, Wojciech Melzer, Maciej Kozakoszczak/Mikołaj Śliwa, Tomasz Osica) mierzy się z hitami Maanamu i kultowymi wykonami Kory w udanych aranżacjach Mateusza Dębskiego. Zamiast rockowego zespołu mamy na scenie oprócz ww. Dębskiego harfę (Alina Łapińska) i kontrabas (Wojciech Gumiński/Mateusz Dobosz).
W efekcie piętnaście prezentowanych hitów wprowadza publiczność w hipnozę, wciąga w świat Kory i od pierwszych dźwięków "Oddechu szczura" aż po "Krakowski spleen" trzyma w objęciach. Wszystkie utwory w aranżacji zespołu obecnego na scenie Współczesnego, jak i wykonaniach młodych aktorów brzmią świetnie i wiarygodnie. Ale majstersztykiem jest interpretacja "Nie poganiaj mnie, bo tracę oddech". Nie sposób się nie wzruszyć i jeszcze raz nie spojrzeć na swoje życie przez pryzmat tekstów Maanamu.
"A planety szaleją..." to punkt obowiązkowy na warszawskiej mapie kulturalnej. W tym czarno-białym przedstawieniu skrzy się od kolorów. Pochodzą z iskier krzesanych przez młodych aktorów. Talentów poddanych w tym przedstawieniu dyscyplinie narzuconej przez Srokę-Hryń i wielkości Kory. Dyrekcja powinna rozważyć przeniesienie "Planet" na większą scenę, by jak najszersza publiczność mogła wejść do tego pięknego świata Kory oczami młodych.
Ocena spektaklu: *****/******
Jakub Panek, dziennikarz i wydawca Wirtualnej Polski