Krawczykowie chcieli umrzeć razem. "Żeby żadne z nas nie musiało cierpieć"
Krzysztof i Ewa Krawczykowie świata poza sobą nie widzieli. Kochali się tak bardzo, że nawet nie wyobrażali sobie, że w pewnym momencie jednego z nich mogłoby zabraknąć. - Ja bym sobie poradziła, ale Krzyś nie - wyznała przed laty żona muzyka.
Choć od śmierci Krzysztofa Krawczyka minęło już kilka dni, wielu fanów do dziś nie może i nie chce uwierzyć w to, co się stało. Wielbiciele talentu muzyka wciąż go opłakują i przygotowują się do pogrzebu, który odbędzie się 10 kwietnia w łódzkiej bazylice archikatedralnej. W największej rozsypce jest jednak ukochana żona piosenkarza. Ewa była miłością jego życia. Spędził z nią 36 lat, choć początkowo nikt nie dawał im większych szans na uczucie. Po pierwsze dlatego, że zakochanych dzieliła spora różnica wieku (14 lat). Po drugie, gdy Krzysztof poznał Ewę, miał żonę i dziecko. Nic jednak nie zdołało stanąć na drodze ich miłości.
Para brała ślub czterokrotnie. Pierwszy raz pobrali się w USA, ale po powrocie do Polski okazało się, że ślub jest nieważny. Szybko wzięli więc ślub cywilny. Dopiero po kilku latach przyszła pora na kościelny. W 2002 r. para rozwiodła się. Szybko jednak doszli do wniosku, że nie mogą bez siebie żyć. Wrócili do siebie i ponownie się pobrali.
Małżonkowie wierzyli, że nie tylko spędzą ze sobą resztę życia, ale również wspólnie odejdą z tego świata.
- Czasem się zastanawiam, jak on by sobie poradził, gdybym musiała odejść z tego świata pierwsza. Dlatego proszę Boga, by zrobił tak, żebyśmy odeszli razem, żeby żadne z nas nie musiało cierpieć. Wiem, jak jemu byłoby ciężko. Ja bym sobie poradziła, ale Krzyś nie - wyznała przed laty żona Krawczyka.