Ostatnie godziny Machalicy. "Noc jego śmierci była straszna"
Rodzina i przyjaciele Piotra Machalicy są zdruzgotani nieoczekiwaną śmiercią aktora. Krystyna Janda wspominała na radiowej antenie noc, w której zmarł aktor.
Piotr Machalica zmarł w poniedziałek 14 grudnia w warszawskim szpitalu MSWiA. Dzień wcześniej media obiegła informacja, że aktor trafił tam w ciężkim stanie i walczy o życie. Mimo to nikt, nawet jego bliscy, nie spodziewali się, że śmierć przyjdzie tak szybko. 65-letni aktor od dłuższego czasu miał problemy ze zdrowiem. Chorował na serce, a kilka lat temu przeszedł operację wymiany zastawki w lewym przedsionku. Jak ujawniła w programie "Fakty po faktach" Magda Umer, stan Piotra Machalicy od co najmniej tygodnia był poważny. Aktor najpierw znajdował się pod opieką lekarzy w warszawskim szpitalu na Banacha, a w weekend, kiedy jego stan się pogorszył, z podejrzeniem koronawirusa przewieziono go do szpitala specjalistycznego. Test potwierdził obecność SARS-CoV-2.
Krystyna Janda, przyjaciółka i współpracowniczka Machalicy, jako pierwsza poinformowała o jego niepokojącym stanie, a później o śmierci za pośrednictwem mediów społecznościowych. Niedawno w rozmowie z radiem TOK FM, aktorka wyznała, że noc z niedzieli na poniedziałek, kiedy bliscy z nadzieją i strachem wyczekiwali wieści o stanie zdrowia Machalicy, była jedną z najstraszniejszych.
Oni odeszli w 2020 roku
- To była straszna noc, myśmy wszyscy czekali na jakieś wiadomości, wiedzieliśmy, że jest trudno, że Piotrek walczy. Myśmy się nie przygotowali zupełnie na tę śmierć. Jak czas oswaja z tą myślą, to pewnie jest łatwiej. Wszyscy dzisiaj o 3 w nocy doznaliśmy szoku, nie umiemy się pozbierać – mówiła.
Krystyna Janda tak wspominała Piotra Machalicę na radiowej antenie: – Był szalenie inteligentny i wstydził się swoich uczuć, a z drugiej strony nigdy w życiu nie widziałam, żeby tyle razy facet płakał – dodała.