Krzysztof Krawczyk nie żyje. Miał 74 lata
Krzysztof Krawczyk przez ponad 50 lat był jedną z największych polskich gwiazd estrady. Nawet po "siedemdziesiątce" i pomimo pogarszającego się stanu zdrowia nie zamierzał schodzić ze sceny. Chciał nagrać jak najwięcej płyt, bo "tylko to pozostanie".
Krzysztof Krawczyk zmarł 5 kwietnia. Smutną wiadomość potwierdziła żona artysty w rozmowie z Onetem. Krawczyk pod koniec marca trafił do szpitala zarażony koronawirusem. Jak ustaliła Wirtualna Polska, nie była to przyczyna śmierci muzyka.
Krzysztof Krawczyk urodził się 8 września 1946 r. w Katowicach. Jego rodzice zajmowali się aktorstwem i śpiewali w operze. Krzysztof od najmłodszych lat wykazywał talent muzyczny, sam nauczył się grać na gitarze, w szkole uczęszczał na lekcje śpiewu. W wieku 17 lat, po śmierci ojca, został jedynym żywicielem rodziny (matka cierpiała na depresję). Krawczyk skończył szkołę wieczorową i zdał maturę, a także podjął jedną z najważniejszych decyzji swojego życia – założył z trzema kolegami zespół Trubadurzy.
Trubadurzy wylansowali takie hity jak "Kasia", "Znamy się tylko z widzenia", "Krajobrazy", "Przyjedź mamo na przysięgę". Po 10 latach wspólnego grania Krawczyk rozpoczął karierę solową. W latach 70. występował na największych festiwalach w Polsce i za granicą, a jego przeboje "Parostatek" czy "Rysunek na szkle" zapisały się złotymi zgłoskami w historii polskiej muzyki popularnej.
Oni się zaszczepią. Gwiazdy nie mają wątpliwości
W 1980 r. rozpoczął współpracę z Jarosławem Kukulskim, z którym wylansował kolejne hity. Ruszył też w trasę koncertową po USA, gdzie postanowił zamieszkać. Status polskiej gwiazdy niewiele tam jednak znaczył, dlatego oprócz grania koncertów Krawczyk musiał dorabiać jako barman, taksówkarz, pracownik fizyczny.
Jeszcze przed wylotem do USA uzależnił się od narkotyków i leków. Krzysztof Krawczyk sporo wówczas koncertował i nie interesował się swoją drugą żoną, Haliną Żytkowiak i synem Krzysztofem juniorem.
Dopiero powrót do Polski w 1985 r. sprowadził go na właściwe tory. Krzysztof Krawczyk poznał kobietę, która odmieniła jego podejście do życia. - Wcześniej byłem okropnym poligamistą. Odkąd poznałem Ewę, jestem jej wierny. I to jest miłość, i to jest cud - powiedział w magazynie "Dobry tydzień".
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Para wzięła ślub w 1985 roku. Po 20 latach małżeństwa dopadł ich kryzys, który zakończył się rozwodem. Jednak po krótkim czasie zapragnęli powrócić do siebie i ponownie stanęli na ślubnym kobiercu. 25-lecie związku świętowali wspólną pielgrzymką do Częstochowy.
W 1988 r. otarł się o śmierć, kiedy uległ poważnemu wypadkowi samochodowemu. Fiat 125 nadawał się do kasacji. Syn przez kilka dni leżał nieprzytomny, a Krawczyk miał pękniętą żuchwę, złamaną szczękę, zwichnięty staw biodrowy, złamaną nogę. Wrócił na scenę w 1989 r. i od tamtego czasu cały czas koncertował i nagrywał płyty, ale stan jego zdrowia stale się pogarszał. - Cierpię na różne choroby, w tym dość uciążliwą arytmię serca – mówił kilka lat temu. Gdy wybuchła pandemia koronawirusa, Krawczyk praktycznie nie wychodził z domu i zawiesił działalność artystyczną.
Na pytanie redakcji WP: "Jakie ma Pan nadzieje i plany na 2021 rok?", Krzysztof Krawczyk odpowiedział:
- Zostawić po sobie jak najwięcej nagrań. I nie chwaląc się, biję wszelkie rekordy. Zbyszek Wodecki - Panie świeć nad jego duszą - odszedł z tego padołu z siedmioma bodajże płytami. Ja mam ich 128! I jeszcze następne czekają na wydanie. Zawsze mu mówiłem: "Nagrywaj, bo to po nas pozostanie…".