Mija rok od śmierci Krawczyka. "Przeżyłam go w bezdennej rozpaczy"
Krzysztof Krawczyk nie żyje. Ta wiadomość w poniedziałek wielkanocny wstrząsnęła Polakami, którzy wychowali się na jego piosenkach. Największa rozpacz udzieliła się żonie Ewie, która do dziś przeżywa odejście męża po wspólnie przeżytych 40 latach.
Krzysztof Krawczyk trafił do szpitala w marcu 2021 r. z powodu zarażenia koronawirusem. Wyszedł na początku kwietnia – w sam raz na święta Wielkiejnocy. Niestety dokładnie rok temu, 5 kwietnia 2021 r. około południa Krzysztof Krawczyk zasłabł w swoim domu. Karetka przewiozła go do szpitala w Łodzi, ale lekarze nie byli w stanie mu pomóc. Krawczyk zmarł o 15:05 w wieku 74 lat.
- Ostatni rok przeżyłam w bezdennej rozpaczy i tęsknocie. Czuję, że wygasło we mnie pół życia – powiedziała Ewa Krawczyk "Faktowi". Wdowa od początku podkreślała, że mąż zmagał się m.in. z cukrzycą, migotaniem przedsionków i chorobą Parkinsona. I to właśnie choroby współistniejące, a nie sam COVID-19, doprowadziły do zgonu.
Ewa przeżyła u boku Krzysztofa 40 lat. Jak sama mówi, byli nierozłączni, bo często jeździła z nim w trasy, zapowiadała występy męża na scenie, a nawet śpiewała w jego chórkach. Swój azyl zbudowali w Jedliczach koło Grotnik (20 km od Łodzi).
Byliśmy na grobie Krawczyka. Ewa Krawczyk: "Nie radzę sobie"
To właśnie tam, na wiejskim cmentarzu parafialnym, spoczął Krzysztof Krawczyk. Jego grób powstał dopiero po kilku miesiącach, bo żona i przyjaciele długo szukali właściwego projektu. W końcu zdecydowano się na płytę nagrobną przypominającą schody prowadzące na scenę, dwa nagrobki z czerwonego kamienia i masywny krzyż po środku.
- (…) Bywam tam dzień w dzień, nawet dwukrotnie, by modlić się, ale przede wszystkim mówić do niego – wyznała żona Krawczyka. Na grobie artysty, który został pochowany z najwyższymi honorami w obecności m.in. premiera Mateusza Morawieckiego, cały czas płonie wiele zniczy zapalanych przez wielbicieli jego muzyki.