Księżna Monako w maseczce. Jest nie do rozpoznania
Księżna i książę Monako po raz pierwszy od wybuchu pandemii pojawili się publicznie. Pamiętali o zachowaniu wszelkich środków ostrożności. Na ich twarzach pojawiły się maseczki.
Koronawirus nie daje za wygraną. Łącznie zakażonych na świecie zostało blisko 6 mln osób, a ponad 365 tys. zmarło. Do zdrowia po pokonaniu COVID-19 wróciło już blisko 2,5 mln osób.
Jednym z krajów, który nieustannie walczy z epidemią, jest Monako. 29 lutego państwo to ogłosiło u siebie pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem. Nieco ponad dwa tygodnie później pozytywny wynik testu na COVID-19 uzyskał książę Albert II Grimaldi. Reprezentant Monako był pierwszą głową państwa ze zdiagnozowanym wirusem. Stan zdrowia 62-letniego księcia nie budził jednak niepokoju. Mimo to trafił do szpitala.
Po kolejnych dwóch tygodniach pałac ogłosił, że Albert uporał się z chorobą i wrócił do pełni zdrowia. Ostatnio wraz ze swoją małżonką zaprezentował się na Place du Casino w Monte Carlo. I choć było to jego pierwsze oficjalne wyjście od czasu ogłoszenia zakażenia koronawirusem, największą uwagę i tak skupiała jego żona.
Charlene Grimaldi nazywana jest "najsmutniejszą księżną świata". Nie bez powodu. Księżna rzadko okazuje jakiekolwiek emocje. Jest niezwykle stonowana i powściągliwa. Mówi się, że głównym powodem, dla którego na jej twarzy nie gości uśmiech, jest jej mąż. Książę Albert II nigdy nie słynął z wierności i ma dwójkę nieślubnych dzieci. Mimo to para zawsze robi dobrą minę do złej gry.
Małżonkowie, zgodnie z obostrzeniami i zaleceniami sanitarnymi, pojawili się w maseczkach zakrywających nos i usta. Oprócz tego oboje mieli na nosach okulary przeciwsłoneczne. W takim wydaniu stali się niemal nie do rozpoznania, a księżna nie musiała znosić wścibskich spojrzeń fotoreporterów, którzy tylko czekali na choćby cień jej uśmiechu.