Młody gwiazdor zmienił swoje muzyczne oblicze
Płyta "Countdown" to duża rewolucja w twojej dyskografii. Spodziewałeś się tak ciepłego przyjęcia?
Kolejny raz powiem nieskromnie, ale... spodziewałem się tego. Wiem, ile pracy włożyliśmy w ten album z Konradem, moim producentem. Pracowało nad nim kilkanaście osób z całego świata, a ja spędziłem setki godzin przygotowując się do samych nagrań. Nie wiedzieliśmy jak na taką zmianę, z rocka i popu po polsku na elektronikę i język angielski, zareagują moi fani. Okazało się, że chyba wpisaliśmy się w ich oczekiwania i udało nam się stworzyć coś, z czego sami są dumni. To ogromny komplement, bo ich zdanie jest dla mnie najważniejsze. Wielu innych artystów, menedżerów, ludzi z mediów, dziennikarzy, do teraz do mnie dzwoni i wysyła SMS-y z gratulacjami. To bardzo miłe, bo pokazuje jedność w tej branży, że młodzi teraz wchodzą do gry, że mają otwarte głowy, potrafią gratulować. A to wbrew pozorom nie jest takie proste (śmiech). Ostatnio miałem taką sytuację z Natalią Szroeder, której jakiś czas temu wysłałem nagranie, jak bawimy się ze znajomymi do jej nowego singla, a ona napisała do mnie tydzień temu gratulując premiery "Countdown". Lubię to i zdecydowanie łatwiej pracować w takim klimacie. Dzwonił też ostatnio jeden dziennikarz muzyczny pytając, czy jestem jeszcze w Polsce (śmiech). To daje kopa do działania, bo wiesz, że twoja praca jest doceniana, że ludzie, mimo wielu stereotypów patrzą na to, co jest clue twojej pracy, czyli słuchają materiału. Często też miałem takie sytuacje, że gdzieś w tle leciał mój nowy album i wiele osób pytało „co to? kto to?”. Takie reakcje uwielbiam najbardziej!