Aktorka długo nie przyznawała się do łapówki. Teraz godzi się na więzienie
Gwiazda "Pełnej chaty" Lori Loughlin i jej mąż przyznali się do winy ponad rok po wybuchu skandalu łapówkarskiego. Loughlin chciała zapewnić lepszy start swoim córkom na studiach, a teraz grozi jej odsiadka.
O przekupywaniu władz amerykańskich uczelni przez gwiazdy telewizji zrobiło się głośno w marcu 2019 r. Lori Loughlin i jej mąż Mossimo Giannulli długo szli w zaparte i nie przyznawali się do winy, ale teraz nastąpił przełom. Gwiazdorska para chce iść na ugodę i, jak mówi źródło magazynu "People", "głęboko żałują tego, co zrobili".
Obejrzyj: najgłupsze wypowiedzi gwiazd o koronawirusie
- To przeżycie było dla nich dużym obciążeniem psychicznym i emocjonalnym – mówił informator magazynu. Loughlin i Giannulli ponad rok po wybuchu skandalu w końcu przyznali się do winy, za co grozi im przede wszystkim odsiadka i kary pieniężne.
Jeżeli sąd uzna ugodę, Loughlin zostanie skazana na dwa miesiące więzienia, 150 tys. dol. kary, dwa lata nadzoru i 100 godzin prac społecznych. Jej mąż odsiedzi 5 miesięcy, 250 tys. dolarów, dwa lata nadzoru i 250 godzin prac społecznych.
Loughlin przyznała się do jednego zarzutu, a jej mąż do dwóch, związanych z aferą łapówkarską z marca zeszłego roku. W ich przypadku chodziło o korzyści majątkowe dla władz Uniwersytetu Południowej Kalifornii, gdzie miały chodzić dwie córki.
Oprócz Laughlin afera dotyczyła także m.in. Felicity Huffman (na zdjęciu) z "Gotowych na wszystko", która miała zapłacić 15 tys. dol. za specjalne ulgi dla córki podczas egzaminu kwalifikacyjnego. Dziewczyna miała otrzymać dwukrotnie więcej czasu na rozwiązanie testu, a zadaniem sprawdzającego egzaminatora było niedopuszczenie do błędnych odpowiedzi na kartce.
Huffman przyznała się do winy i została skazana na 14 dni więzienia, rok nadzoru, 30 tys. dol. grzywny i 250 godzin prac społecznych. Na wolność wyszła w październiku 2019 r. po 12 dniach.