Łukasz Simlat ostro o rządzie i płaceniu składek. "Za takie myki waliło się w ryj"
Aktor Łukasz Simlat dodzwonił się do ZUS-u i zapytał, na jaką pomoc ze strony państwa może liczyć w dobie koronawirusa. Odpowiedź go nie usatysfakcjonowała i skłoniła do nazwania rządu "bandą bezmózgich ignorantów bez podwalin empatycznych".
We wtorek Krzysztof Skiba zamieścił na Facebooku mocny wpis, w którym punktuje kolegów z branży rozrywkowej narzekających na swoją sytuację finansową. "Gdyby to byli jeszcze jacyś młodzi wykonawcy na dorobku, debiutanci, artyści niszowi. Nie! Do chóru narzekających zapisali się wykonawcy, którzy za jeden koncert biorą po 60 tys. zł i więcej. Kobieta z dyskontu pracuje na takie honorarium przez rok albo i dłużej. Co robiliście przez całe życie? Czemu nie odłożyliście pieniędzy, jak wszystkie kurki z monetą były odkręcone?" – pytał retorycznie Skiba. A teraz znany aktor Łukasz Simlat skarży się na to, jak został potraktowany przez ZUS i ogólnie przez państwo polskie.
Obejrzyj: Krzysztof Skiba: gwiazdy śpią na forsie i narzekają, że im odwołali koncert. To żenujące
Simlat w równie emocjonalnym tonie napisał na Facebook, że kiedy po trzech godzinach udało mu się dodzwonić do ZUS-u, zapytał: "Co ten kraj jest w stanie zrobić w tym momencie dla mnie? Ponieważ ja dla niego robię coś cały czas. Chociażby płynność podatkowa na to wskazuje".
Simlat był oburzony, że pani przez telefon zaproponowała mu odroczenie płatności składek od lutego do kwietnia. Ale składkę lutową będzie musiał zapłacić w czerwcu itd.
Aktor nazwał rząd "bandą bezmózgich ignorantów nastawionych wyłącznie na swój zysk", która proponuje mu trzy miesiące podwójnego "ozusowania".
"Za takie myki na osiedlu waliło się, kolokwialnie mówiąc, w ryj" – skwitował aktor znany z "Bożego Ciała", serialu "Pod powierzchnią", "Diagnoza" czy "Na krawędzi".