Miała się oszczędzać. Nie wytrzymała, wyszła na protest
Aktorka udzieliła wywiadu Dorocie Wellman, w którym opowiedziała, jak czuje się po przejściu choroby COVID-19 oraz skomentowała wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Była głęboko zasmucona.
Maja Ostaszewska od lat odważnie zabiera głos w sprawach społeczno-politycznych. Opowiada się przeciwko władzy PiS, protestowała m.in. przeciwko zaostrzeniu prawa dotyczącego aborcji 2 lata temu.
Tym razem aktorka nie może aktywnie uczestniczyć w Strajku Kobiet. Ostaszewska została zarażona koronawirusem. Ostatnie 2 tygodnie spędziła w domu. Mimo że przeszła już chorobę, wciąż czuje się mocno osłabiona. Dlatego nie zdecydowała się wyjść na warszawskie ulice.
Polskie gwiazdy z koronawirusem. Lista jest coraz dłuższa
"U mnie to zaczynało się jak grypa, ale po chwili to było coś gorszego. Mi towarzyszył potworny ból głowy i całego ciała, tak że czasami trudno się było ruszyć, trudno było spać. Byłam cały czas na lekach przeciwbólowych. Doszedł u mnie brak smaku, potworne dreszcze, które trzęsą całym ciałem, no i ta słabość - to że człowiek ledwo przemieszcza się po domu" - wyznała przed kamerami "Dzień dobry TVN".
Zmęczenie dało się we znaki aktorce do tego stopnia, że nie zareagowała wściekłością na czwartkowy wyrok Trybunału Konsytucyjnego zakazującego aborcji embriopatologicznej. Czuła się bezsilna i głęboko zasmucona.
"Myślę, że czuje się jak tysiące polskich kobiet. To jest tak paskudne, co się zdarzyło. Przeprowadzenie tego w chwili, gdy walczymy z pandemią, kiedy wiele osób boi się o byt swoich rodzin, boi się o zdrowie, choruje. To że to się stało nie w Sejmie, czyli bez możliwości jakiejś społecznej debaty, to jest coś paskudnego" - oceniła.
Mimo że w udzielonym wcześniej wywiadzie zapowiadała, że nie pojawi się na protestach, w sobotę koło południa przemawiała łamiącym się głosem na ul. Nowogrodzkiej, co transmitowała "Gazeta Wyborcza".
"Polki są mądre, dobre, odważne i naprawdę nie traktują aborcji jak fanaberii. Jestem matką, drugą ciążę miałam bardzo zagrożoną. Zdecydowałam się o nią walczyć i byłam gotowa na wszelkie rodzaje leczenia na etapie prenatalnym, żebym mogła czuć się spokojna. Urodziłam zdrową córeczkę, ale miałam szansę zrobić wszystkie zaawansowane, również inwazyjne badania prenatalne. To była moja decyzja. Teraz, przy takim ograniczeniu praw do aborcji, kobiety będą bardzo cierpiały, ale również będzie ograniczony dostęp do tych zaawansowanych badań prenatalnych.(...) To jest czarny dzień dla Polek i myślę, że będziemy przeciwko temu protestowały" - dodała.
Jak powiedziała, tak zrobiła. Miejmy nadzieję, że decyzja o czynnym protestowaniu nie odbije się na jej nadszarpniętym zdrowiu.