Najsmutniejszy poranek w historii polskiego rocka. Cesarzowo, mam do Ciebie kilka spraw
Rzadko można to napisać o jakimkolwiek artyście, ale o Niej trzeba. Kora zostawia po sobie kilka tomów encyklopedii rodzimej muzyki i jednocześnie wyrwę, której nie ma kto zastąpić.
Pamiętam starego dobrego Goldstara w moim rodzinnym domu i kobietę na jego ekranie w ponadczasowo modnych okularach i czymś na kształt kombinezonu. Miała w sobie magnetyzm, którego nie widziałam nigdy wcześniej ani później wśród artystek, budziła niepokój i fascynację, a jej głos dawał wrażenie obcowania z czymś pozaziemskim.
To byłaś Ty, Koro, którą wiele lat później pragnęłam zaprosić do swojego programu, niestety, nie zdążyłam. Nie byłaś przesadnie wylewna, jednocześnie potrafiąc przekazać słowami ważne myśli i spostrzeżenia. W czasach, kiedy wszyscy mówią dużo, a artyści czasem więcej mówią niż robią, takich ludzi bardzo nam brakuje. A teraz brakować będzie jeszcze bardziej. Bo odeszła od nas nie tylko wokalistka, nie tylko poetka, nie tylko performerka. Odeszła Artystka. Całą sobą byłaś dziełem sztuki, właśnie takim, jakim powinna być sztuka: prowokującym, niepokojącym, pięknym.
Mieliśmy ogromne szczęście mając Ciebie. Bo w muzyce rockowej, nie tylko tej polskiej, ale i światowej, niewiele jest kobiet, które trafiają do historii. Pewien amerykański muzyk powiedział kiedyś, że rock’n’roll to bardzo szowinistyczne i hermetyczne środowisko. I nie sposób się z nim do pewnego stopnia nie zgodzić. Kobiety w rock’n’rollu nieczęsto pojawiają się w charakterze wyrazistych frontmanek, ale tym właśnie byłaś. Nigdy nie aspirowałaś na bycie słodką, eteryczną gwiazdą tzw. estrady, której kariera wątłą nicią plotłaby się od Opola do Opola. Nie pisałaś miałkich piosenek o niczym, nie „odśpiewywałaś” ich od niechcenia. Pasja, energia, moc. Niezależność. Marilyn Manson polskiej sceny, Jim Morrison w spódnicy. Tym byłaś dla mnie. Miałaś więcej jaj niż większość polskich rockmanów, a popularny program rozrywkowy, którego zostałaś jurorką oglądałam dla Ciebie, choć często się z Tobą nie zgadzałam.
ZOBACZ TAKŻE: Kora: hańba, że to jest lek nierefundowany
Wiem, że Kora miała też wielu antyfanów, ale nie dało się przejść obok niej obojętnie. I dlatego właśnie była kwintesencją rock’n’rolla, bo choć budziła skrajne emocje i wcale nie zabiegała o to, by podobać się każdemu, miała armię słuchaczy. Ona i jej twórczość. A owa twórczość to nie tylko Cykady na Cykladach czy Szare Miraże. To dziesiątki tekstów, to koncerty, które przejdą do historii i momenty na scenie, w których była boginią.
Nie znalazłam tamtego nagrania, które było moim pierwszym spotkaniem z Olgą, ale dotarłam do innego. I gdybym miała pocieszyć się myślą, że Kora może mieć mi coś do przekazania na pożegnanie, to słowa, które padły w jej rozmowie z Tomaszem Raczkiem sprzed lat mogą być moim nowym credo.
"Stwarzajmy siebie sami. Nie pozwólmy, żeby stwarzały nas stereotypy” - mówiła.
Cesarzowo polskiego rocka, dziękuję. Za inspirację, za motywację, za muzykę.