Tomasz i Anna Sekielscy uciekli z Warszawy i przeprowadzili się z dwójką dzieci-licealistów pod Drohiczyn na Podlasiu. Jak im się mieszka w rejonie znanym z konserwatyzmu i przywiązania do tradycji? - Jak idziesz do sąsiadów po jajka, to nie rozmawiasz o polityce - mówi WP Anna Sekielska. Artykuł jest częścią naszego cyklu #JedziemyWPolskę.
Oto #HIT2020. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
W redakcji mieliśmy jasny pomysł na akcję WP "Jedziemy w Polskę": pojedziemy do Drohiczyna i zapukamy do drzwi Daniela Olbrychskiego, który ma tu od lat dom. On nam opowie o atrakcjach tego miejsca. Olbrychski kręcił tu z Andrzejem Wajdą niektóre sceny do filmu "Panny z Wilka" w 1978 r. Matka aktora, Klementyna, była urodzoną w Drohiczynie dziennikarką, nauczycielką i pisarką powieści dla młodzieży oraz współtwórczynią Teatru Młodego Widza w TVP. W założonym przez nią teatrze szkolnym zaczynał jej syn.
Olbrychski zna więc to miejsce jak nikt inny. Niestety, państwo Olbrychscy mieli inne plany. Co robić?
- To może pomoże wam Tomasz Sekielski, w końcu ma dom kilka kilometrów pod Drohiczynem – sugerują miejscowi.
Sekielscy? W Drohiczynie? Serio?!
Dzwonimy do autora filmów "Tylko nie mów nikomu" i "Zabawa w chowanego".
Odbiera jego żona Ania, która wyjaśnia, że Tomek jest w Warszawie, pracuje. Ale ona chętnie nam o Drohiczynie opowie.
Chwilę później spotykamy się z wytatuowaną, uśmiechniętą blondynką w Restauracji Zamkowa w centrum dwutysięcznego miasteczka. Zamawiamy zaguby - lokalny przysmak na bazie ziemniaków i ciasta do pierogów (16 zł/ porcja).
- Ania! – przedstawia się. – To co chcecie wiedzieć?
- No, przede wszystkim, czy miejscowi wytykają was palcami? – pytamy, bo Podlasie znane jest z głębokiej religijności i przywiązania do tradycji katolickiej, a przecież wielu, niesłusznie, postrzega braci Sekielskich jako wrogów Kościoła.
Ania wzrusza tylko ramionami: - Jak idziesz do sąsiadów po jajka, to nie rozmawiasz o polityce.
I zaraz dodaje: - Jak trzeba kogoś szybko podwieźć autem do szpitala, bo akurat nie ma autobusu, to wsiadasz i jedziesz i nie pytasz, na kogo ta osoba głosowała, prawda?
Pani na kasie pochwaliła
Nasze pytanie jest jednak zasadne. W Drohiczynie religia jest na każdym kroku, bo 10 czerwca 1999 r. był tu Jan Paweł II.
Już przy wjeździe do miasteczka wita nas ogromny mural z papieżem, wymalowany na ścianie lokalnego zespołu szkół. Obok kopiec i ogromny krzyż, w miejscu, w którym papież odprawił mszę. Po drugiej stronie drogi głazem oznaczono miejsce lądowania papieskiego helikoptera. Dzieci z pobliskiej szkoły ustawiają tu co roku znicze.
Dalej: zdjęcia papieża na plakatach w centrum miasta ("Drohiczyn pamięta…"), papieska sala w miejscowym Muzeum Diecezjalnym (a w niej m.in. tron papieski) i drewniana papieska zakrystia stojąca obok tegoż Muzeum.
Jest nawet papieski kajak w miejscowym Muzeum Kajakarstwa. Papież miał nim rzekomo pływać w czasie spływów akademickich.
W dwutysięcznym Drohiczynie stoją trzy duże kościoły (katedra pw. Trójcy; kościół pofranciszkański oraz Wszystkich Świętych należący do sióstr Benedyktynek). Jest tu też seminarium duchowne i Pałac Biskupi. Wycieczki pielgrzymkowe, a tych jest tu sporo, znajdą tutaj aż nadto dla siebie.
Dalej na Podlasiu podobnie: ten rejon ukochał sobie pochodzący stąd gdański metropolita abp Sławoj Leszek Głódź, który we wsi Bobrówka (143 km od Drohiczyna) ma prywatny pałacyk z marmurowymi podłogami, obrazy w złotych ramach i żyrandole z poroża jeleni.
Jakie wartości wyznaje duża część Podlasia? Arcybiskup białostocki Tadeusz Wojda o marszu równości LGBT w tym mieście w 2019 roku pisał, że to ”inicjatywa obca naszej podlaskiej ziemi i społeczności, która jest mocno zakorzeniona w Bogu” i dodawał: ”Nie możemy się na to zgodzić. Non possumus”.
Atmosfera przesiąknięta jest więc konserwatywnym katolicyzmem, dlatego drążymy temat.
- I nikt tu naprawdę nie ma tu do Tomka Sekielskiego pretensji o jego filmy? - pytamy.
- Pani na kasie w Topazie [miejscowa sieć sklepów – red.] bardzo chwaliła męża, a inni też mu gratulowali – mówi Anna Sekielska. – Podlasie nie jest wcale jednorodne. Chodzimy grupą na protesty w obronie sądów, czy czarne marsze w obronie praw kobiet. Fakt, że potrzeba do tego trochę odwagi, bo nie każda z nas zaryzykuje dla protestu pracę w budżetówce, w szkole, bibliotece, urzędzie czy domu kultury. Ale garstka odważnych jest.
Dlaczego Sekielscy zdecydowali się na przeprowadzkę ze stolicy pod Drohiczyn?
Anna Sekielska: - Chcieliśmy przeprowadzić się na wieś, bo tu się inaczej żyje: świeże powietrze, dzięcioły, kukułki, cisza i święty spokój. Są jajka od kury, wędliny, prawdziwy chleb. Wszyscy się znamy i wszyscy o sobie wszystko wiemy. Najlepszą firmą ochroniarską są sąsiedzi, bo tak pilnie wszystko obserwują.
Dzieci, w wieku licealnym, chodzą jednak do szkoły średniej w stolicy.
Co to jest Polska B?
Nie przyjechaliśmy tu jednak politykować (no, może przy okazji), ale raczej zobaczyć, czym – poza Janem Pawłem II - Drohiczyn i Podlasie mogłyby przyciągnąć turystów.
Sekielska uważa, że małą turystyką: - Nie chcemy, żeby nas od razu zadeptali, jak Mazury, ale przydałoby się tu więcej turystów, którzy przyjechaliby na rowery, spływy kajakowe czy powędkować. Sandacze są pyszne!
Czym jeszcze Podlasie mogłoby przyciągnąć?
- Multikulturowością, gościnnością i lokalną kuchnią – przyznaje nasza rozmówczyni.
Rzeczywiście, dla mieszczuchów z innych rejonów Polski usłyszeć melodyjny wschodni zaśpiew, to już atrakcja sama w sobie.
W Siemiatyczach (15 km od Drohiczyna) wciąż mieszka mała społeczność romska, a na drzwiach jednej z posesji reklamuje się "najlepsza wróżka w mieście". Bardziej niż z wróżek Podlasie słynie jednak z szeptuch, lokalnych ludowych uzdrowicielek. Może uda nam się jakąś spotkać po drodze?
Za rogiem mieszka pan Ludwik z żoną i synem Andrzejem.
To romska rodzina. W Siemiatyczach mieszkają od zawsze. I choć wiele złego można powiedzieć o tym, jak w Polsce traktuje się "cygańską" społeczność, to Ludwik przyznaje, że w Siemiatyczach żyje im się spokojnie.
- Złego słowa nie mogę powiedzieć o sąsiadach - mówi nam. - Wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi. Wszyscy powinniśmy się szanować.
Żona nie chce wyjść do zdjęcia. Za to pan Ludwik zaprasza nas na kawę do środka. Ale musimy jechać dalej.
O wielokulturowości tego miejsca świadczą nie tylko otwarci na nas ludzie, ale też stojące wszędzie piękne, mniejsze czy większe cerkwie czy też zabytkowe, opuszczone dziś synagogi.
Jedna z nich stoi wciąż w Milejczycach, 38 km od Drohiczyna w stronę Hajnówki.
To ceglany budynek z 1927 roku, ozdobiony gwiazdą Dawida. Teraz na jego ścianach eksponowane są zdjęcia mieszkających tu przed wojną Żydów. Można zobaczyć, jak żydowskie rodziny Zilbermintza czy Katzów wypoczywały na letniej daczy czy pracowały w miejscowej kaflarni. To ludzie, których życie skończyło się tragicznie w pobliskiej Treblince (65 km od Drohiczyna).
Jadąc z Drohiczyna dalej do Hajnówki (80 km od Drohiczyna), nie sposób nie zatrzymać się w pięknym Soborze św. Trójcy, łączącym nowoczesność z tradycją (jego budowa trwała w latach 70. i 80., czyli jeszcze w PRL). Współczesne polichromie wzorowane są na tych z XIV wieku.
Rozmawiamy pod soborem ze starszą panią, która mieszka w Hajnówce całe życie.
- Ile ja się nasłuchałam, że my jesteśmy Polską B – mówi pani Luba. – Ale co to znaczy? Polska Brzydka? Polska Białoruska? Tak, to prawda, że miejscowi piszą, że są pochodzenia białoruskiego czy ukraińskiego, ale narodowości polskiej. Jak ja słyszę od niektórych polityków, że Polska dla Polaków, że prawdziwy Polak to tylko katolik, to mnie serce boli. My też jesteśmy Polakami, wierzymy w tę samą Panienkę.
Pani Luba skarży się, że organy centralne raz dają dotację na odbywający się w soborze festiwal muzyki cerkiewnej, a raz nie.
– Tu przyjeżdżają śpiewać i słuchać muzyki setki osób, i my sami zbieramy na ten festiwal z tacy – mówi Luba. – Ale to za mało. Są lata, gdy nie możemy wydać płyt z tych koncertów, bo brakuje nam pieniędzy z dotacji. Co ma polityka do muzyki?
Kiedyś lód trzymał
Wracamy do Drohiczyna. Tu przed miejscową cerkwią św. Mikołaja Cudotwórcy spotykamy miejscowego batiuszkę, księdza Eugeniusza. Akurat podlewa kwiatki. Zaprasza nas do środka. Pokazuje malownicze ikonostasy zasłaniające ołtarz.
Opowiada przy okazji o starym prawosławnym zwyczaju styczniowej kąpieli na pamiątkę chrztu pańskiego.
- Teraz już nie ma takich zim, ale w 1986 roku sam musiałem wyciąć zwyczajowy przerębel w kształcie krzyża, a lód miał wtedy pół metra grubości – wspomina.
Mówi, że miejscowa społeczność prawosławna liczy około 300 osób.
Żałuje, że w tym roku, z powodu koronawirusa, nie będzie corocznej wspólnej pielgrzymki do Grabarki (27 km od Drohiczyna).
To święta dla prawosławnych góra, gdzie stoi Cerkiew Przemienienia Pańskiego i otaczający ją las krzyży. Dosłownie: krzyż przy krzyżu, każdy w jakiejś ważnej intencji, przyniesione i wkopane przez pielgrzymujących tu ludzi. WP szczegółowo już Grabarkę opisała. Tak samo jak Hajnówkę.
Śladami powieści Sekielskiego
Wracamy do Ani Sekielskiej, która wraz z koleżankami i kolegami założyła tu Lokalną Organizację Turystyczną "LOT nad Bugiem". Zajmują się promocją Podlasia, bo ich zdaniem lokalne władze robią niestety za mało.
- Robią niewiele, a trzeba mieć dobry pomysł, jak wypromować region – mówi Sekielska.
No to dajemy Sekielskiej szansę na tę promocję.
Ania pokazuje nam Drohiczyn: najpierw obowiązkowa przeprawa przez Bug na promie wprawianym w ruch siłą mięśni Przemka Florczuka i Dawida Solki (to oni obsługują specjalny mechanizm lin i kołowrotków). Przy okazji rozmawiamy o atrakcjach krajobrazowych - pejzażach, które aż się proszą o wizyty uczniów liceów plastycznych i ognisk artystycznych.
Wzdłuż Bugu rozstawili się wędkarze, modlący się o sandacza, szczupaka, suma, a choćby i karasia czy okonka.
A jak ktoś nie ma cierpliwości do moczenia kija?
Sekielska mówi, że jeśli ktoś zna powieść jej męża pt. "Sejf" (Rebis, 2014) to może ruszyć po Podlasiu śladami bohaterów. Akcja tej sensacyjnej powieści, ze służbami, wywiadem i polityką w tle, zaczyna się w Koterce, tuż przy granicy z Białorusią, a potem narrator zabiera nas m.in. do Siemiatycz, Mielnika i Niemirowa, wszystko blisko domu Sekielskich.
Kto poza czytaniem woli aktywny wypoczynek, powinien spróbować spływu kajakowego. Co roku od 7 lat Rafał Siwek z miejscowego domu kultury organizuje w Drohiczynie wielki spływ "500 kajaków". To dwa dni po około 25-30 km na wodzie, z przystankiem w miejscowości Granne. Ostatnio było tu ponad tysiąc osób w 560 kajakach. Do tego, po dopłynięciu do bazy, na kajakarzy czeka darmowe jedzenie, piwo (płatne) i koncerty. Kajaki zapewnia organizator.
Położyć kamień na macewie
Gdy schodzimy z promu, jedziemy z Anią Sekielską z wizytą na zarośnięty trawą i krzakami żydowski cmentarz.
Drohiczyn był od XV wieku miastem także żydowskim. Ale te sześć wieków wspólnego życia skończyło się, gdy getto żydowskie w Drohiczynie zostało przez Niemców zlikwidowane.
Gdy Niemcy zdobyli miasto, umieścili ok. 700 drohiczyńskich Żydów w getcie. 2 listopada 1942 roku getto zostało zlikwidowane, a Żydzi przewiezieni do pobliskiej Treblinki.
Jak podaje strona Wirtualny Sztetl, około 30 drohiczyńskich Żydów otrzymało pomoc od Polaków w czasie Holokaustu, jednak większości uciekinierom z drohiczyńskiego getta odmówiono schronienia. Wielu Polaków wydawało także Żydów. Uciekinierzy zorganizowali samoobronę, której przewodzili Szlomo Grude i Szlomo Warszawski, którzy współpracowali z partyzantką żydowską wokół Siemiatycz. Zostali oni zamordowani przez Polaków po wojnie.
Dziś Sekielska, wraz z przyjaciółmi, chciałaby chociaż usunąć chwasty z terenu starego cmentarza, co odsłoniłoby poprzewracane, zarośnięte i zatarte macewy (żydowskie nagrobki). Ale, aby to zrobić, musi mieć zgodę jednej z gmin żydowskich - albo warszawskiej, albo białostockiej - a wciąż na nią czeka.
- W końcu ten teren oczyścimy – zapewnia. - Nie tylko mnie na tym zależy, ale również potomkom żydowskich mieszkańców miasta oraz potomkom Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata z naszej gminy.
Co możemy zrobić dla pamięci o zmarłych teraz? Zgodnie z tradycją żydowską położyć kamień na jednym z nagrobków.
Później Sekielska zdradza nam kolejną ciekawostkę: jej podlaski dom zbudowany jest na starym poradzieckim schronie, który Sekielscy zaadoptowali na piwnicę. Z czasem ma w niej powstać przydomowe studio filmowe. Na razie bunkier schnie, bo jest w nim bardzo wilgotno.
Takich schronów jest tu mnóstwo. To bowiem dawna linia Mołotowa, budowana na wypadek agresji III Rzeszy na Sowietów w latach 1940/41. Słabo obsadzona i uzbrojona, padła jednak momentalnie, jak tylko Wehrmacht ruszył na ZSRR.
Szereg betonowych umocnień zbudowano z wykorzystaniem stali, żelaza, nawet kawałków szyn. Rosjanie dodawali też żydowskie macewy z pobliskich cmentarzy. Dziś schrony raczej kruszeją, pobazgrane farbą i graffiti, albo są miejscem, gdzie można wypić alkohol i zostawić po sobie składzik butelek.
Mała Belgia
Na Podlasiu naprawdę trudno uciec od historii. Wciąż przecież w Hajnówce narodowcy z całej Polski organizują marsze ku czci Romulada Rajsa ”Burego”, a Jedwabne, gdzie Polacy spalili w stodole żywcem 300 Żydów, też przecież leży w województwie podlaskim (bardziej na północ, w stronę Łomży, 114 km od Drohiczyna).
W pewnym momencie trzeba jednak wrócić do teraźniejszości.
Zastanawiamy się, dlaczego jest tu tak dużo samochodów na belgijskich numerach. Okazuje się, że ludzie z Siemiatycz i okolic właśnie tam jeżdżą najczęściej do pracy. Stąd przydomek tych terenów – "mała Belgia". W czasie wakacji wracają odwiedzić rodziców i dziadków.
A ci, którzy zostają, gdzie na Podlasiu ludzie szukają pracy?
Jest budżetówka: szkoły, urzędy, różne gminne ośrodki.
Są gigantyczne fermy kurze, pieczarkarnie, sady, a w pobliskim Sokołowie Podlaskim fabryka produkująca słynne na całą Polskę parówki.
Ale my szukamy czegoś mniejszego. Jakiegoś browaru rzemieślniczego, domowej wytwórni lodów.
Na lody jedziemy więc do pobliskich Siemiatycz. Tu przy placu Jana Pawła II stoi rodzinna lodziarnia rodziny Kosińskich. Bierzemy lody babuni, ptasie mleczko i naturalnie słony karmel. Pycha.
Lokalne piwo? Wszyscy polecają browar rzemieślniczy Brovca w Cecelach (13 km od Drohiczyna). Właściciel, Tomasz Michalski, poleca m.in. belgijski blond ale czy pszeniczne hefeweizen.
Sery i wędliny? Warto spróbować tych z wytwórni Dażynki w Rotkach (12 km od Drohiczyna). Tu można kupić np. pasztet prababci Jani, wieprzowo-drobiowy z dodatkiem jaj z przyzagrodowego chowu, sporządzony wg receptury prababci Janiny Putkowskiej. Pasztet, zgodnie z tradycją, pieczony jest w piecu chlebowym.
A w końcu lądujemy w lokalnej wytwórni soków Samo Jabłko w Klimczycach-Kolonii (24 km od Drohiczyna).
Lokalna tłocznia należy do babci, mamy i córki. To Nina, Alina i Justyna Paluch.
Najmłodsza, Justyna Paluch, skończyła maturę z rozszerzoną fizyką i wyjechała na studia do Warszawy. Nie miała w planach powrotu na Podlasie.
Najpierw studiowała medycynę, później psychologię. Po studiach praca w warszawskim biurowcu, w dziale HR pewnej korporacji.
W końcu uznała, że lepsze od siedzenia w stolicy, będzie zajęcie się rodzinnym sadem jabłkowym, założonym w latach 60. przez jej dziadka Bogdana.
Zaczęły z mamą (i babcią) od małej tłoczni. Jeździły z sokami po festynach i jarmarkach. Soki z jabłek chwyciły. Można było otworzyć sklepik, a później zatrudnić nawet szóstkę ludzi do pracy.
Soki zaczęły też zamawiać lokalne szkoły.
Dziś Samo Jabłko to rozpoznawalna na Podlasiu marka. A Justyna Paluch działa ambitnie dalej. Przebudowała właśnie stojącą na podwórzu starą stodołę na nowoczesny, stodołopodobny budynek w duchu skandynawskim. Założyła w nim tzw. inkubator, gdzie uczy okolicznych mieszkańców, jak gotować, jak prowadzić kuchnię i jak rozkręcić własny biznes. Ma wycieczki z całej okolicy, wizyty z całej Polski.
Justyna Paluch mówi, że wszystko to jej energia, jej zapał i jej wiara, że można. Lokalne władze, jej zdaniem, są sparaliżowane strachem i niemocą, więc bardzo dużo siłą rzeczy zależy od ludzkiej inicjatywy.
– Dla ludzi z władz województwa mazowieckiego my tu jesteśmy na końcu świata – mówi Paluch. – Ja nie wiem, czy oni w ogóle wiedzą, że graniczą z Białorusią.
Wszyscy tu też lamentują nad upadkiem stadniny w Janowie Podlaskim (58 km z Drohiczyna), co pociągnęło za sobą upadek okolicznej turystyki, bo zamożni posiadacze stadnin z całego świata nie mają już po co na Podlasie przylatywać, więc i lokalne hotele i restauracje dostały po… budżecie.
Czy ktoś tu słucha Zenka?
Justyna Paluch nie daje nam odjechać. Za chwilę z grupą przyjaciół rozpalają ognisko, a na stół wlatują nabużańskie kiełbasy, boczek, bób i oczywiście cydr z miejscowych jabłek.
Wbrew pozorom nie włączamy muzyki Zenka, choć przecież pochodzi on ze wsi Gredele (60 km od Drohiczyna). Podlasie słynie z disco polo: Zenek grał duży koncert w sali Opery i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku, a od września w Michałowie (113 km od Drohczyna) rusza klasa o profilu disco polo. Zgłosiło się 27 chętnych.
Ale Rafał Siwek z domu kultury w Drohiczynie chwali się, że grali u niego – przy pełnej sali – Kortez i Muniek Staszczyk.
Nie słuchamy więc Zenka. Ale za to, gdy zapada zmrok, na stole pojawia się inna lokalna specjalność: bimber z pigwy. (Nie, żeby dziennikarze WP pili cokolwiek po pracy).
I zaczynają się opowieści. Jak ta o zaradnych kobietach z Podlasia, które dostały raptem 1000 zł na zorganizowanie dużej biesiady dla kilkuset osób na święto lokalnej remizy OSP. Co zrobić z tak małym budżetem? Za cały tysiąc kupiły więc cukier i upędziły bimber. Impreza podobno wypaliła.
Albo opowieść o znanym warszawskim aktorze, który przyjechał kręcić nad Bugiem odcinki bardzo popularnego serialu TVP.
Podobno, po skosztowaniu lokalnego samogonu, zdjęcia na drugi dzień nie wyszły do końca tak, jak planowano. Reżyser był wściekły, bo aktor co prawda stał już o własnych siłach, ale wciąż nie był w stanie wypowiedzieć żadnej kwestii.
- No i mieliśmy promować Podlasie, a kończymy jak zwykle – śmieje się Anka Sekielska. – Wasze zdrowie!
Co jeszcze warto zobaczyć w Drohiczynie i okolicy?
Drohiczyn: Muzeum Kajakarstwa (ponad 60 eksponatów) oraz wystawa starych motocykli. Drohiczyn będzie też inwestował w nowy katamaran na Bugu; ośrodek edukacji ekologicznej o przyrodzie nadbużańskiej, a także w parking dla camperów i tzw. slip (pochylnię) dla łodzi. Budowana jest już wieża widokowa nad rzeką.
Koryciny (30 km od Drohiczyna): podlaski ziołowy zakątek, założony przez właściciela firmy Dary Natury, Mirosława Angielczyka; z XVIII-wiecznym kościołkiem Matki Boskiej Jagodnej przeniesionym z pobliskiej miejscowości Grodzisk. Zioła, ogród różany, rośliny lecznicze.
Białowieża (105 km od Drohiczyna): rezerwat żubrów.
Tekst: Sebastian Łupak. Zdjęcia: Magdalena Drozdek