Jak często muzyk, który w latach PRLu sam mianował się królem życia i sceny, staje się współczesną ikoną? I to nie za sprawą telewizji i wcale nie dzięki popularnym wpisom na Twitterze, nie dzięki schlebianiu aktualnym modom czy gustom. Zwłaszcza, że On nie silił się nigdy na bycie "na czasie". Nie miał smartfona, notował wszystko w notesie, nie interesowało go zamieszanie w mediach i był w tym wszystkim bardzo autentyczny. Gdy Wodecki chwytał za trąbkę, na sali, przed sceną zalegała cisza. Bo Wodecki był symbolem czegoś, co być może dziś na naszych oczach odchodzi na zawsze - niewyrażalnej klasy.