Wielkie rozczarowanie Harry'ego i Meghan. To nie tak miało wyglądać
Za oceanem mieli znaleźć upragniony spokój. Okazuje się, że spadli z deszczu po rynnę. Ekspertka nie ma dla nich litości: naiwniacy.
Kolejne niewesołe informacje o Meghan i Harrym napływają zza oceanu. Niedawno pisaliśmy, że para chce pozwać paparazzi za sfotografowanie Archiego przy użyciu dronu. Sytuacja pokazała, w jakiej pułapce się znaleźli.
Celem wyprowadzki Susseksów z Wielkiej Brytanii była chęć ucieczki przed mediami. Para dobitnie dała do zrozumienia, że ma dość bycia w centrum zainteresowania, napastliwych artykułów i wścibskich dziennikarzy.
"Ucieczka" najpierw do Kanady, a potem Los Angeles miała rozwiązać problem i pozwolić cieszyć się rodzinnym, bardziej wyluzowanym życiem.
Jak Meghan ukrywała pierwszą ciążę? Teraz będzie jej łatwiej
Ale nic z tego. Jak tłumaczy w rozmowie z Entertainment Tonight Katie Nicholl, ekspertka od problematyki dworskiej, Harry i Meghan spadli z deszczu pod rynnę.
- Wielu uważa ich ruch za naiwny. W USA jest absolutnie inne podejście do prywatności niż na Wyspach. Kiedy tam mieszkali, w zasadzie nie padali ofiarą paparazzi. To wynik niepisanej dżentelmeńskiej umowy między prasą a pałacem. Kiedy członkowie rodziny królewskiej spędzają czas wolny, ich prywatność jest respektowana. Żadna gazeta nie wydrukowałaby takich zdjęć - tłumaczy Nicholl.
Jej zdaniem nie ulega wątpliwości, że gdyby dalej mieszkali w Frogmore House, nie mieliby takich problemów jak teraz.
- Jeśli przenieśli się do LA w nadziei na spokojniejsze życie, to się po prostu grubo pomylili. Myślę, że byli trochę naiwni, jeśli oczekiwali, że mogą przeprowadzić się do Beverly Hills, gdzie obiektywy wszystkich aparatów są skierowane na nich, i oczekiwać, że nie zostaną ustrzeleni przez paparazzi.
Nicholl podzieliła się też informacjami na temat kondycji psychicznej Harry'ego. Książę ma być przytłoczony i zmartwiony poziomem niepokojenia jego rodziny przez media od czasu, kiedy przenieśli się do Kalifornii. Ale jest jeszcze coś innego.
- Przeżywa presję związaną z faktem, że musi rozpocząć nowe życie w kraju, gdzie nie ma wygód i infrastruktury, do których przywykł. Bez wsparcia, na jakie mógł liczyć książę Anglii - tłumaczy Katie Nicholl.
Harry ma według niej przeżywać trudne chwile. Nie to co Meghan, która w Stanach ma matkę i bliskich przyjaciół.
W rozmowie na temat sytuacji Susseksów padła także sugestia, że Harry i Meghan mają niepokoić się o Archiego. Ich plan był taki, aby syn miał normalne dzieciństwo, normalnych przyjaciół i mógł socjalizować się ze zwykłymi dziećmi.
A to się po prostu nie dzieje. W dużej mierze przez sytuację związaną pandemią.
- Patrząc na to, co w dzieciństwie przeżywał Harry, będąc non stop na świeczniku, nie dziwi fakt, że nie chce tego samego dla Archiego.
Katie Nicholl dodała, że para cały czas poluje na nowy dom. Obecnie rodzina przebywa w posiadłości filmowca Tylera Perry'ego, ale to tylko tymczasowa lokalizacja.
- Doniesiono mi, że szukają czegoś poza Beverly Hills. Z dala od Hollywood, gdzie w końcu uciekną przed zainteresowaniem i będą mogli zapewnić Archiemu takie dzieciństwo, jakie sobie dla niego wymarzyli.