"Żenada". Kulisy odwołania Fest Festivalu. Mówią o fikcyjnych dokumentach z Photoshopu
Od dawna było wiadomo, że ten festiwal nie może się odbyć, model działania firmy, która go organizowała, na to nie pozwalał - tak mówi się w branży o festiwalu Fest.
W piątek wieczorem pojawił się oficjalny komunikat o tym, o czym po cichu mówiło się już od dawna - tegoroczny festiwal Fest, wielka plenerowa impreza muzyczna w Chorzowie, nie odbędzie się. W oświadczeniu organizatorów pojawiają się m.in. takie argumenty jak: mała ilość biletów kupionych w przedsprzedaży, wymóg płatności "z góry", narzucony przez podwykonawców i brak wsparcia ze strony lokalnych władz.
- To bzdura - mówią nam anonimowo ludzie z branży, którzy współpracowali z festiwalem. - Zrzucanie odpowiedzialności na publiczność, podwykonawców czy władze województwa to żenada.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Premiery kinowe 2023. Na te filmy czekamy!
"Wypłata należności przez spółkę jest niemożliwa"
Kiedy gruchnęła wieść o odwołaniu festiwalu i rozpoczęciu postępowania upadłościowego przez spółkę, która go organizowała, postanowiliśmy sprawdzić, kto na tym najbardziej ucierpi. Duży problem będą mieli oczywiście wszyscy, którzy kupili karnety czy bilety - w związku z upadłością firmy, odzyskanie pieniędzy może być bardzo trudne. Fanów tej imprezy nie brakowało. Przykładowo podczas edycji z 2021 r. bawiło się aż 30 tys. osób.
Sami organizatorzy nie pozostawiają wielu złudzeń w tej kwestii, pisząc w swoim oświadczeniu: "Wszyscy posiadający bilety mogą ubiegać się o zwrot środków, niestety w obecnej sytuacji zmuszeni zostaliśmy do uruchomienia postępowania upadłościowego, co uniemożliwia na ten moment wypłatę jakichkolwiek należności przez spółkę. To dziś jedyna droga, która umożliwia nam rozliczenie się z organizacji festiwalu. Wszystkie osoby posiadające bilety, otrzymają wkrótce na skrzynki e-mailowe informacje z dalszymi komunikatami w sprawie zwrotów środków za bilety".
To brzmi bardzo źle i może się okazać, że indywidualne osoby poszkodowane przez Follow The Step mogą się nie doczekać zwrotu poniesionych kosztów.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Strata zarobku za koncert, który się nie odbędzie
Kolejnym krokiem było sprawdzenie, jak wygląda sytuacja polskich artystek i artystów, którzy mieli wystąpić w Chorzowie. Dotarliśmy do kilku osób, zajmujących się ich managementem.
- My akurat sprawy z firmą Follow The Step mieliśmy uregulowane - powiedział Łukasz Budkiewicz z firmy Kalejdoskop Records, opiekujący się m.in. Vito Bambino, jedną z polskich gwiazd tegorocznego Festu. - Więc dla nas to tylko strata zarobku za koncert, który się nie odbędzie.
Z reguły - o ile nie wchodzi w grę tzw. siła wyższa, czyli odwołanie festiwalu np. z powodu pogody czy klęski żywiołowej - w takich sytuacjach artystki i artyści mogą liczyć na karę umowną. Jeśli umowa jest korzystna, może ona wynosić nawet tyle, ile wynosiłaby gaża za występ. W tym przypadku może być jednak zupełnie inaczej.
- Spółka ogłosiła upadłość, więc będą minimalne szanse na odzyskanie jakichkolwiek pieniędzy - dodaje Budkiewicz. - No i przyznam też, że nie mamy w zwyczaju kopać leżącego.
W podobnym tonie wypowiadały się też inne osoby, które opiekują się polskimi wykonawczyniami i wykonawcami. Ale - dodawały - zapytajcie lepiej tych, którzy mieli tam pracować. Tak naprawdę to oni są w plecy.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
"Oddamy pieniądze dopiero w marcu"
To był dobry trop. Kilka rozmów szybko pokazało skalę problemów, które kryją się pod hasłem Fest Festival.
- Byliśmy na Feście od początku, a problemy finansowe zaczęły się od ubiegłorocznej edycji - opowiada Łukasz Wingert, przedsiębiorca z branży gastronomicznej. Prowadzi stacjonarną restaurację, ale jest też właścicielem foodtracków, które wysyła na duże imprezy masowe. - Byliśmy tam wtedy i byliśmy bardzo zadowoleni. Widać było, że to wydarzenie to wielki sukces frekwencyjny. Było mnóstwo ludzi, a my mieliśmy bardzo duży ruch.
Wingert postawił tam dwa foodtracki, które "zrobiły" obrót przekraczający 100 tys. zł. Sposób rozliczania był taki, że całość trafiała na konto organizatora, który potem miał się rozliczać z kontrahentami. Problemy zaczęły się, kiedy przyszło do tych rozliczeń.
- Festiwal był w sierpniu, spodziewaliśmy się przelewu po miesiącu - opowiada Wingert. - Ale we wrześniu nie dostaliśmy nic: ani przelewu, ani maila z wyjaśnieniami. A przecież musieliśmy zapłacić spore podatki od obrotu. Wreszcie dostaliśmy sygnał od organizatorów, że pieniądze "będą w październiku". W październiku nic do nas jednak nie dotarło. W listopadzie dostaliśmy wreszcie jakieś pieniądze, ale to była tylko mała część. Potem przyszły jeszcze dwie kolejne, równie małe raty. Potem dostaliśmy maila: "niestety, oddamy wam pieniądze dopiero w marcu". Powodem miał być brak wpłaty od sponsorów. W marcu natomiast, w kolejnym mailu, przeczytałem coś, co sprawiło, że naprawdę się wściekłem: że powodem kolejnym opóźnień jest... upadek amerykańskiego banku Silicon Valley Bank.
"Powiedział nam człowiek od terminali płatniczych"
Po kolejnych mailach przedsiębiorca był już gotowy na wejście na drogę prawną, ale wciąż jeszcze miał nadzieję, że uda się załatwić sprawę polubownie. Bał się tylko, że spółka organizująca Fest zbankrutuje, a wtedy nie zobaczy swoich pieniędzy.
- Udało się - mówi Wingert. - Choć całość pieniędzy odzyskaliśmy dopiero na początku lipca, czyli po prawie roku od imprezy. Mimo to zdecydowaliśmy pojechać tam także w tym roku. Żeby uniknąć problemów z rozliczeniami, które znaliśmy z poprzedniej edycji, postawiliśmy jednak warunek, że z każdej transakcji na konto firmy trafia tylko część pieniędzy, ustalony procent od obrotu, a reszta zostaje u nas. Tak samo zrobiło też wiele innych firm, pracujących dla nich. Po kłopotach z poprzedniego roku chyba nikt nie mógł się dziwić, że chcieliśmy się zabezpieczyć chociaż w taki sposób.
Wingert nie ukrywa rozczarowania, w jaki firma załatwiła sprawy w tym roku - choć o kłopotach wiadomo było od dawna, nikt tego nie sygnalizował.
- Dowiedzieliśmy się o tym od... człowieka z firmy zewnętrznej, która miała nam instalować terminale płatnicze - mówi. - Jestem wściekły, bo poniosłem już pewne koszty: miało tam jechać 15 osób, zapłaciłem za noclegi, zapłaciłem zaliczki. No i oczywiście tracimy też spodziewane zyski. A do tego zrezygnowaliśmy z innych imprez, odbywających się w tym samym czasie: Męskiego Grania we Wrocławiu czy Green Festivalu w Olsztynie.
Rachunki z Photopshopa
Wingert to tylko jedna z wielu osób, które miały podobne kłopoty w związku z Festem. Po wysłuchaniu kilku podobnych historii, udało nam się dotrzeć do kogoś, kto rzucił światło na to, skąd brały się te problemy. To osoba, która przez jakiś czas współpracowała z firmą Follow The Step. Zapytaliśmy, czy opowie nam o sytuacji pod nazwiskiem, odpowiedź była bardzo znamienna: "połowa z tego, co można powiedzieć, to kryminał, więc pod nazwiskiem mogę co najwyżej zeznawać w sądzie".
- Festiwal odwołano - mówi - bo artyści nie dostali zaliczek, a firma Follow The Step próbowała oszukać ich agentów, wysyłając fikcyjne potwierdzenia przelewów, stworzone w programie Photoshop. Więc nawet, jakby udało się zapłacić podwykonawcom, na scenie po prostu... nie byłoby artystów.
To tylko jeden z elementów kryzysu, który - według osoby przekazującej nam informacje - trapił Follow The Step.
- Firma miała ponad 10 mln zł długu, który ciągnął się jeszcze z zeszłego roku - opowiada osoba informująca o sytuacji w Follow The Step. - A pieniądze z biletów na tegoroczną edycję, kupionych w przedsprzedaży, już dawno zostały wydane. Skąd ten dług? Model działania tej firmy na rynku muzycznych zawsze polegał na "przestrzeliwaniu" ofert. Agenci są pazerni, więc podpisywali kontrakty na zawyżone stawki, czym psuli rynek. A z punktu widzenia Follow The Step efekt był taki, że dochód z biletów był mniejszy niż koszty, a więc nawet wyprzedane do ostatniego miejsca koncerty przynosiły straty.
To się musiało wcześniej czy później przewrócić. I przewróciło się właśnie teraz, tuż przed festiwalem.
- To bardzo duży cios dla całej branży - komentuje Wingert. - Teraz ludzie będą się trzy razy zastanawiać, czy kupić w przedsprzedaży karnet na festiwal, bojąc się, że zostanie odwołany, a oni nie zobaczą swoich pieniędzy.
Poprosiliśmy firmę Follow The Step o komentarz w sprawie odwołania festiwalu i ogłoszenia upadłości, ale nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" ogłaszamy zwycięzcę starcia kinowych hegemonów, czyli "Barbie" i "Oppenheimera", a także zaglądamy do "Silosu", gdzie schronili się ludzie płacący za Apple TV+. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.