Trwa ładowanie...

Polacy czekali ponad dwa lata. Harry Styles dał prawdziwy show

Koncertowe lato w Polsce rozkręciło się na całego. Po koncertach Guns N’ Roses, Rammstein czy Pearl Jam, 18 lipca w Krakowie zagrał być może najpopularniejszy obecnie solowy artysta młodego pokolenia - Harry Styles. Muzyk udowodnił na Tauron Arena, że charyzmy ma na pęczki. Rzadko się widzi, by ktoś wprawiał w taką ekstazę swoich fanów byle gestem.

Harry Styles 18 lipca po raz pierwszy zagrał w PolsceHarry Styles 18 lipca po raz pierwszy zagrał w PolsceŹródło: fot. Getty
d2zpeq2
d2zpeq2

Polscy fani czekali na Harry’ego Stylesa ponad dwa lata. Gdy pod koniec 2019 r. ogłoszono, że Brytyjczyk przyjedzie do Krakowa z trasą koncertową "Love On Tour", by promować swój wówczas nadchodzący drugi album "Fine Line", niewiele osób mogło przewidzieć, że jego występ będzie przekładany dwukrotnie z powodu pandemii koronawirusa. W tym czasie muzykowi zdążyło przybyć jeszcze więcej materiału, bo w tym roku wydał swoją trzecią płytę solową - "Harry’s House".

To wszystko sprawiło, że ponad 20 tysięcy osób, które zgromadziły się 18 lipca w Tauron Arena, odliczało każdą sekundę do wyjścia swojego idola. "Czekałam na to całe życie", "Po co te ptaszki, wychodź już" (przed wyjściem muzyków puszczano relaksujące dźwięki natury - przyp. red.), "Weźcie go za frak", "Albo Harry się z nami bawi, albo oni" - usłyszałem w rzędzie obok mojego.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz: Największe metamorfozy gwiazd

Niecierpliwość była rzecz jasna zrozumiała, ale ogólnie panowała wspaniała atmosfera - składająca się w przeważającej większości z młodych dziewczyn publika zaśpiewała co do słowa lecące z głośników "Sex on Fire" Kings of Leon oraz "Bohemian Rhapsody" Queen. Już wtedy czułem się jak na jakimś dużym wydarzeniu sportowym, a Stylesa i jego uroczego zespołu przecież nie było jeszcze na scenie! Gdy w końcu wyszli chwilę po 21, zostali powitani tak rozdzierającym uszy aplauzem, że niemal rozerwało halę na strzępy. Dostałem namiastkę tego, jak w latach 60. wyglądały koncerty The Beatles czy The Rolling Stones.

d2zpeq2

Nie zdziwiłem się ani trochę, gdy po dwóch pierwszych utworach spece od nagłośnienia postanowili podgłośnić muzykę. Ekstatyczna postawa fanek, które z pamięci wyśpiewywały każde słowo piosenek Stylesa, była tak zaraźliwa, że nawet ktoś nie lubiący jego muzyki mógłby dać się porwać ogólnemu nastrojowi.

Ja akurat tego problemu nie miałem - Styles od czasu swojego debiutu z 2017 r. jest moim zdaniem jednym z najlepszych mainstreamowych artystów popowych (i wciąż trochę niedocenianym), stąd nie zwlekałem z zakupem biletu, gdy trafiły do sprzedaży. Od czasu odejścia z boysbandu One Direction 28-letni dziś muzyk co rusz udowadniał, że jest kimś więcej niż kolejną sezonową gwiazdką, która po czasie zniknie z firmamentu (tak się stało zresztą z jego kolegami z One Direction).

Brytyjczyk na swoich trzech świetnych albumach zafundował całkiem niezły wachlarz gatunkowy, bo usłyszymy na nich zarówno złocisty pop w stylu Fleetwood Mac, psychodelię, rock n’ roll a’la The Rolling Stones, funk czy harmonię rodem z Queen. Choć nie tworzy w żaden sposób nowatorskiej muzyki, konsekwentnie sięga po brzmienia z lata 60., 70. i 80., nie popadając na szczęście w przesadną retromanię.

d2zpeq2

Dzięki temu takie "Golden", "Adore You", "Satellite" czy "Kiwi" tak dobrze wypadają na żywo. Są skomponowane w klasyczny sposób, bo stoi za nimi solidna aranżacja i urzekająca melodia. Można przy nich tańczyć i śpiewać bez skrępowania. I dokładnie to wszyscy robili w Tauron Arena.

Patrząc tego wieczoru na Stylesa, tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że jest on trochę już wymierającym gatunkiem gwiazdy. Bo ciężko mi wymienić kogoś przed trzydziestką w światowym popie czy rocku, kto tak jak on każdym swoim gestem i zarazem niesamowitym entuzjazmem wywołuje taką euforię u swojej publiczności. Jego chłopięcy urok w połączeniu z dobrym śpiewem okazuje się dość efektywną kombinacją. Widać też jak na dłoni, że Styles wzoruje się na Micku Jaggerze, Davidzie Bowie'm czy The Beatlesach. To akurat trzeba szanować.

Choć twórca "Sign of the Times" sam rewelacyjnie bawi się na scenie, ani razu nie zapomniał w Krakowie, że chodzi przede wszystkim o dobre samopoczucie słuchaczy. Kilkukrotnie podkreślił, że chce, by wszyscy czuli się wspaniale. Zachęcił fanów, by wyznawali sobie miłość. W pewnym momencie wraz z widownią odśpiewał "Happy Birthday" trzem dziewczynom, które 18 lipca miały urodziny. Po chwili w Tauron Arena wybrzmiało "Sto lat", co wprawiło w prawdziwy zachwyt głównego bohatera tego dnia. Styles nie ukrywał, że jest lekko zaskoczony przyjęciem ze strony polskich fanów. Pod koniec nawet przerwał utwór, by podkreślić, jak niesamowici są polscy fani.

Muszę przyznać, że przyjemnie patrzyło się, gdy przy pełnym pozytywnej energii "Treat People with Kindness" Styles przechadzał się po scenie z tęczową flagą, a 20 tysięcy gardeł śpiewało tytułowe słowa. Dobrze było dla odmiany na chwilę zapomnieć o tym, że Polska jest jednym z najbardziej homofobicznych krajów na świecie.

d2zpeq2

Na koniec wspomnę, że krakowska Tauron Arena to dobre miejsce na koncerty - organizator w tym przypadku trafił w dziesiątkę, bo nagłośnienie dawało radę. Choć bywały momenty, gdy muzyka była zakrzykiwana przez fanów Stylesa, to jednak obyło się bez akustycznego rozczarowania, którego doświadczyłem ostatnio na Guns N’ Roses na Stadionie Narodowym.

Można się trochę przyczepić, że koncert był raczej krótki (nie dobił do 100 minut) i nic by się nie stało, gdyby Styles nie zagrał kilku kompozycji ("Boyfriends", "Canyon Moon"), wybierając na ich miejsce o niebo lepsze. Ale nie ma to większego znaczenia, bo show dał pierwszorzędny. Nie najgorzej jak na młodą gwiazdę popu.

Kamil Dachnij, dziennikarz Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d2zpeq2
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2zpeq2