27. Pol'and'Rock Festival. Główna zasada: testować, testować, testować
W czwartek 29 lipca ruszył 27. Pol'and'Rock Festiwal, tym razem na lotnisku Makowice-Płoty w Zachodniopomorskiem. Sprawdzamy, czy zabawa dla 20 tysięcy ludzi jest na pewno bezpieczna.
Szczepienia i testowanie – to dzieli przerażającą wizję kolejnego lockdownu od powrotu do normalnego życia. Pomimo trwającej pandemii duże wydarzenia kulturalne wracają do łask. Jak dowiedziałem się od organizatorów festiwalu Pol'and'Rock, na 20 tysięcy sprzedanych wejściówek (wyjątkowo kosztowały 49 zł) aż 19 tys. 750 trafiło do osób zaszczepionych. Pozostała pula - 250 osób - to głównie dzieci, które w Polsce wciąż nie są szczepione.
Na wejściu na festiwal każdy uczestnik musi pokazać tzw. paszport covidowy z kodem QR. Mało tego: każdy – od gwiazdy rocka, przez dziennikarzy, po festiwalowiczów – musi przejść szybki test antygenowy (ten akurat firmy Abbott), który w kilkanaście minut daje wynik.
Kolejka samochodów do punktu wymazowego ciągnie się na jakieś 10 aut. Wszyscy muszą też wypełnić ankietę o swoim stanie zdrowia.
A potem do pana Krzysztofa. To ratownik medyczny, który do Płotów w Zachodniopomorskiem przyjechał aż z Nowego Sącza. Mówi, że było warto. To jego pierwszy raz na Pol'and'Rock, ale już poczuł tę jedyną w swoim rodzaju atmosferę.
A więc szybki wymaz z nosa (dyskomfort), krótka rozmowa z Krzychem (przyjemność), po kilku minutach czerwony pasek na teście wskazuje, że nie jestem zarażony. Dostaję opaskę i mogę jechać dalej - do pracy.
Pol'and'Rock Festival to serpentyna dróg i dróżek pomiędzy sceną, polem namiotowym, dużym namiotem ASP, polowym sklepem pewnej znanej sieci, punktem medycznym i dziesiątkami checkpointów, gdzie ludzie z Pokojowego Patrolu pilnują, żeby nikt niepowołany nie wszedł tam, gdzie nie może. Artyści chodzą swoimi ścieżkami, dziennikarze swoimi, publiczność musi cierpliwie czekać aż teren pod sceną zostanie otwarty.
Checkpointy oczywiście są ponazywane przez ludzi z Patrolu. W Berlinie mieli swój checkpoint "Charlie", tu wita mnie "Brama Zadupie".
Jurek Owsiak powiedział, że musiał przenieść festiwal, bo w Kostrzynie nad Odrą zaczął się remont mostu kolejowego, a potem obwodnicy, co bardzo utrudni komunikację festiwalową. Już wcześniej korki bywały gigantyczne, a co dopiero w czasie remontu dróg.
Poza tym były inne problemy: ze zgodą na imprezę masową, z nieautoryzowanymi punktami gastronomicznymi przyklejającymi się do terenu festiwalu i wreszcie z ludźmi żądającymi pieniędzy za wynajem kawałka gruntu na festiwal.
Owsiak coś stracił i coś zyskał, przenosząc festiwal na płaski teren lotniska Makowice- Płoty. To opuszczone od lat lotnisko wojskowe, do niedawna używane przede wszystkim do zawodów motocyklowych. Dopiero co zdemontowano tu wieżyczkę kontroli lotów.
Gigantyczna kolejka na testy na Pol'and'Rock Festival 2021. "Przyjechali tylko ci najwierniejsi"
Co Owsiak stracił? Na pewno stracił malownicze miejsce, bo teren w Kostrzynie był pofałdowany i miał urokliwe wzniesienie, u podnóża którego stała scena główna. Można było rozbić namiot na wzgórzu i obserwować z niego wieczorne koncerty.
- Kiedyś nie musiałem ruszać d... z wioski, żeby oglądać koncerty - mówi nostalgicznie Filip. - A teraz do sceny daleko i widok nie ten.
Gdy pytam go skąd jest, Filip wzrusza ramionami. - Jak to skąd?! Z Narnii.
Takie odpowiedzi to tutaj norma.
Teraz Filip ma wokół siebie płaski teren. Ale to też ma swoje plusy: łatwo ten teren wydzielić, ogrodzić i kontrolować, żeby dostało się tu 20 tysięcy ludzi, nie więcej, co w czasie pandemii jest kluczowe. Ze względów bezpieczeństwa nie może być mowy o tym, żeby koncerty, jak w latach ubiegłych, przyciągały 100-150 tysięcy ludzi.
Owsiak: jedna osoba "pozytywna"
Wracając do kwestii zdrowia: maseczek nie trzeba tu nosić na zewnątrz, choć są zalecane wewnątrz, np. w kontenerze, w którym pracują media. Wszędobylskie znaki przypominają o zasłanianiu ust i nosa.
Maja Studzińska, odpowiadająca za zabezpieczenie zdrowotne na festiwalu, poinformowała, że wszystkie osoby bawiące się pod sceną także będą musiały założyć maseczki. – Będziemy je rozdawać przy barierkach przed wejściem pod scenę – powiedziała.
Na jednej z "zamaseczkowanych" konferencji prasowych Owsiak poinformował, że w czwartek na festiwalu pojawiło się osiem z 20 tysięcy zapowiadanych osób.
- Wszystkie te osoby maja e-bilet i mają negatywne testy. Jedna osoba, pani, która przyjechała z mężem, miała pozytywny test, a drugi test, powtórzony – też był pozytywny i od razu wróciła do domu do Krakowa. Więc pomysł z testami działa.
- Wszystkie festiwale w Europie tak działają – dodał Owsiak. - Teren jest ogrodzony, są wydzielone strefy relaksu i zabawy. Robimy ten festiwal rozsądnie. Jestem dumny, że testujemy wszystkich. Nie dyskutujemy, czy ten festiwal to jest "apartheid". To jest okrutne słowo, użyte głupio przez jeden z zespołów [Kult – przyp. red.] To słowo wywołało typowy polski foch. Ale psy szczekają, a karawana idzie dalej.