Alicja Bachleda-Curuś ma żal do Colina Farella. Nie stanął po jej stronie
Aktorka od lat nie komentuje obecnych relacji z ojcem swojego syna. Wydawało się, że Alicja Bachleda-Curuś i Colin Farrell nie żywią do siebie żadnej urazy. Po wyznaniu byłej partnerki hollywoodzkiego gwiazdora to się zmieniło.
Alicja Bachleda-Curuś w 2008 r. na planie filmu "Ondine" znalazła miłość. Jej aktorska przygoda w Hollywood rozpoczęła się od związku z Colinem Farrellem, jednak po ich rozstaniu jej kariera w USA znacznie przystopowała. Przez lata zdawało się, że gwiazda nie ma z tym problemu. Zajmowała się głównie synem Henrykiem Tadeuszem i czasami grała w marnych polskich komediach romantycznych.
Rzadko zabierała głos w sprawie byłego partnera. Bachleda-Curuś zapewniała jednak, że Farrell ma świetny kontakt z synem i dba o to, aby spędzać z nim jak najwięcej czasu. Z tego też powodu aktorka pozostała w Los Angeles, choć co jakiś czas media rozgrzewają plotki o jej powrocie do Polski.
ZOBACZ TEŻ: Stara miłość nie rdzewieje. Gwiazdorskie pary po przejściach
Niestety ciepłe stosunki między byłymi partnerami zostały niedawno nadwyrężone. Wszystko przez publikację Emmy Forest, byłej partnerki hollywoodzkiego aktora, w której nie szczędziła słów krytyki Alicji Bachledzie-Curuś. Wprost zarzucała Polce, że uwiodła Farrela na jej oczach. Pisarka twierdzi, że młodziutka gwiazda była wtedy "zagubiona i głupiutka". Colin nie skomentował tych doniesień, a Alicja ma żal, że nie stanął w jej obronie.
- Coraz częściej zastanawia się nad tym, czy nie powinna napisać swojej wersji tego płomiennego romansu, który trwał trzy lata - zdradza "Rewii" znajoma aktorki.
Nie wiadomo, czy Bachleda-Curuś zdecyduje się na taki krok. W końcu przede wszystkim zależy jej na utrzymaniu dobrych relacji z byłym partnerem ze względu na syna. Przez lata udawało im się w zgodzie go wychowywać.
- Najbardziej zależy jej na tym, aby w przyszłości to właśnie syn znał prawdziwą wersję wydarzeń - dodała przyjaciółka aktorki.