Trwa ładowanie...

Andrzej Smolik: Czuję, że mam jeszcze o co zawalczyć

- Najgorsze co możesz zrobić, to "wyprasować" numer. To usilne eliminowanie wszystkich pomyłek i błędów sprawia, że tracisz niewinność, bezpośredniość w opowiadaniu muzycznych historii. A sztuką jest to uchwycić – mówi Andrzej Smolik. Albumem "XX" świętuje 20-lecie solowej pracy artystycznej.

Andrzej Smolik świętuje 20-lecie pracy artystycznej Andrzej Smolik świętuje 20-lecie pracy artystycznej Źródło: East News, fot: M.Lasyk/REPORTER
d36oa8a
d36oa8a

Urszula Korąkiewicz: Jesteś fanem jubileuszy, odliczania czasu w ten sposób?

Andrzej Smolik: Początkowo podchodziłem do tego z dystansem, ale pomyślałem potem, że jeśli nie teraz, to kiedy? To jedyny moment, żeby jeszcze raz wskoczyć w to, co było. Zobaczyć siebie na nowo, z odległej perspektywy. Przyjrzeć się temu wszystkiemu, spotkać starych znajomych. I zrobić coś na nowo dla ludzi, którzy tyle czasu słuchają mojej muzyki. Naturalnym krokiem było zebranie jej w kompilację utworów, które najbardziej lubię albo uważam za szczególnie interesujące. Tym właśnie jest "XX".

A wszystko zaczęło się od pewnego koncertu…

Propozycja wyszła od Artura Rojka. Pomysł był taki, żeby zagrać na OFF Festiwalu wyłącznie pierwszą płytę (z okazji 20-lecia jej wydania - przyp. red.). Właśnie w takim kształcie jak 20 lat temu, z tymi samymi gośćmi. I to był pretekst do całej fali wydarzeń, która nastąpiła potem.

d36oa8a

Dla kogo płyta "XX" jest większym prezentem, dla ciebie czy dla fanów?

Dla mnie najprzyjemniejsze jest to, że mogę postawić tę płytę na półce i na nią popatrzeć. Ale oczywiście, robiłem ją po to, żeby dać ją ludziom, którzy przez te lata mnie śledzą i ciepło myślą o mojej muzyce. I to bardzo miłe, bo przy jej okazji dzielą się ze mną swoimi wspomnieniami i wspaniałymi historiami.

Jeśli chodzi o muzykę na przestrzeni tych 20 lat, jak się twoim zdaniem zmieniła, straciła magię czy wręcz przeciwnie?

Jeszcze tych kilka dekad wstecz nie było takich możliwości manipulacji muzyką. U końca ery analogowej trzeba było zagrać swoją partię od a do z, ewentualnie można było to nieco poprawić. A odkąd pojawiły się komputery, samplery, całe oprogramowanie, pojawiła się możliwość manipulacji, edycji, tworzenia całych utworów.

d36oa8a

To wygenerowało cala masę nowej muzyki: typu "cut & paste" (ang. kopiuj i wklej - przyp. red.), transowej, elektronicznej. Owszem, bez tej technologii nie powstałaby w ogóle, ale te rozwiązania szybko przeniosły się na całą muzykę rozrywkową. Stąd pokusy i pomysły, żeby cały efekt "wow" robić w postprodukcji. I to jest problem.

Dzisiaj muzyka w dużej mierze jest spreparowana, syntetyczna. Tu pojawia się moje pytanie – gdzie w tym wszystkim są emocje, gdzie jest opowieść? Nie chcę, żeby zabrzmiało to tak, że uważam, że dzisiejsza muzyka jest gorsza. Jest inna. Ale czasem brakuje mi czegoś, co by dotykało do żywego.

A jednak zdarzają się tacy, którzy wciąż potrafią wejść i zagrać coś organicznie, na setkę. Kto to taki wg ciebie?

Jest jeszcze takich wielu. Do dziś zdarza mi się zrobić numer przy pierwszym podejściu. Tak było z Dawidem Podsiadło, kiedy robiliśmy "Elektryczny". Przyszedł do mnie do studia, ustawiłem mu mikrofon i powiedziałem "ok, spróbuj to zaśpiewać". Chciałem tylko sprawdzić, jak wszystko się zgra. I całe szczęście, że włączyłem nagrywanie. Zrobiliśmy piosenkę w parę minut.

d36oa8a

To była kwestia rzemiosła, pracowitości, chwili, talentu. Wielu muzyków twierdzi, że ten pierwszy "take" (ang. pierwsze podejście do nagrania utworu - przyp. red.) jest najlepszy. Czasem obarczony pomyłką, niedoskonałością, ale właśnie on ma w sobie coś niespotykanego.

Parząc wstecz, który moment twoim zdaniem sprawił, że nazwisko Smolik sprawiło, że wszyscy chcieli z tobą pracować?

W dużej mierze stało się to z powodu pracy nad albumem Krzysztofa Krawczyka ("Bo marzę i śnię", przyp. red.), który odniósł naprawdę ogromny sukces. Pojawiało się potem sporo propozycji, najczęściej od artystów starszego pokolenia, nieco zapomnianych albo takich, którzy chcieli wrócić na scenę, a nie do końca radzili sobie z tym, jak zmienił się rynek. Nie wiedzieli, jak się wkupić młodszemu pokoleniu i we mnie upatrywali jakiś klucz.

d36oa8a

To było dość zaskakujące, bo byłem wtedy zaledwie 30-latkiem obracającym się raczej wśród rówieśników, a tu zgłaszali się do mnie 50-, 60-latkowie. Rzadko zgadzałem się na takie propozycje. Po paru latach zrobiłem płytę z Marylą Rodowicz, która przecież też jest ikoną, wielkością i jakością odpowiadającą Krzysztofowi. Więcej takich spotkań nie było.

A czy zdarza się wciąż, że ktoś szczególnie zabiega o uwagę Andrzeja Smolika?

Najwięcej czasu spędzam w studiu, w pracy, a czas wolny w domu z rodziną i rzadko "bywam". Rzadko chodzę do miejsc, w których bym spotykał nowych ludzi. Kiedyś rzeczywiście bywało tak, że podczas dobrej zabawy zawiązywały się najróżniejsze znajomości. Po czasie okazywało się, czy ktoś chciał się tylko zakolegować, czy wiązało się to z jakąś współpracą.

d36oa8a

Poza tym, świat muzyki w ciągu tych dwóch, trzech dekad się uprofesjonalnił. Rzadko już jest tak, że wszystko rozgrywa się pomiędzy muzykami w barach. Wszelkie rozmowy, nawiązywanie kontaktów, najczęściej dotyczących pierwszych spotkań, rozgrywają się na poziomie managementu.

Masz poczucie, że uczysz innych, że się na tobie wzorują, inspirują? Mówią o tym otwarcie np. Miuosh czy Krzysztof Zalewski.

To zawsze działa w dwie strony. Spędzając mnóstwo czasu z drugą osobą, przekazujesz swoją wiedzę, swoją energię. I tyle samo czerpiesz. Spotkanie z drugim człowiekiem ma atawistyczny, pradawny charakter, który niesamowicie wzbogaca. Także zawodowo. Ważne, żeby ten przepływ myśli był otwarty, bez skrępowania, bez podziałów.

d36oa8a

Ja też mnóstwo się uczę od młodszych kolegów, którzy proponują mi współpracę. A inicjatywy przychodzą wciąż z drugiej strony. Na przykład właśnie od Krzyśka czy Miuosha. To bardzo miłe. Czuję się dzięki temu potrzebny i daje mi to jeszcze nadzieję na funkcjonowanie w muzyce, tu i teraz.

Andrzej Smolik AKPA
Andrzej SmolikŹródło: AKPA, fot: AKPA

A czy naturalnym wyborem, kolejnym krokiem jest to, że teraz zajmujesz się również muzyką filmową?

To może się wydawać naturalną ścieżką, ale i muzyka, i film rządzą się innymi prawami. Film jest nieco inną strukturą, niż mi się wydawało. Pisanie muzyki filmowej odbiega od pisania rozrywkowej. Ale nie oznacza to, że jest to mniej pociągające. Jest wręcz przeciwnie. Pojawia się możliwość posługiwania zupełnie innym instrumentarium, innymi środkami wyrazu. Dla mnie obraz i historia, która za nim idzie, są ogromną inspiracją.

A poza tym dla mnie to wejście w zupełnie nowe środowisko, myślące inaczej niż moje otoczenie. Jestem znów sobą sprzed 20, 25 lat, choć tyle już mam za sobą. Jestem w świecie filmu w zasadzie późnym debiutantem. To jest ekscytujące. Czuję, że mam jeszcze o co zawalczyć.

A co ze znakiem jakości Smolika? Czujesz, że w jakiś sposób wyznaczasz muzyczne trendy?

Myślę, że przede wszystkim to czas artystów młodego pokolenia, które komunikuje się swoim językiem i ma swoje środki przekazu. Nie doszukiwałbym się tu wielkiego przełożenia. Ale oczywiście chciałbym, żeby zawsze był znak jakości w tym, co robię.

Pytanie – co ma się zawierać w tej jakości? Jestem pierwszym krytykiem wszystkiego, co robię. Naprawdę staram się, żeby nie publikować rzeczy niedopracowanych – z szacunku do siebie, ale przede wszystkim do słuchaczy.

Jesteś w związku z tym perfekcjonistą?

Nie ma idealnej muzyki. Dla mnie bycie profesjonalistą nie polega na cięciu wszystkiego na kawałki, wygładzaniu i dążeniu do perfekcji. Odwrotnie: chodzi o to, żeby w rzeczach, które może i się kolebią, są osobliwe, może i mają w sobie słabość, dostrzec charakter, to nieuchwytne "coś". Trzeba znaleźć coś, co rezonuje z duszą, a nie jest tylko suchym wykonaniem.

Najgorsze, co możesz zrobić, to "wyprasować" numer. To usilne eliminowanie wszystkich pomyłek i błędów sprawia, że tracisz tę niewinność, bezpośredniość w opowiadaniu muzycznych historii. Sztuką jest to uchwycić.

Andrzej Smolik AKPA
Andrzej SmolikŹródło: AKPA, fot: AKPA

Wróćmy jeszcze do przeszłości, masz jeszcze swój wymarzony instrument?

Ta historia wiąże się z czasami moich studiów w Wyższej Szkole Morskiej. Podczas instruktażowego rejsu do Hamburga zaszedłem tam do sklepu muzycznego. To były czasy, kiedy analogi wypychały cyfrówki z całą spuścizną myślenia o nowym brzmieniu. Wchodziły Rolandy, Korgi, ale były ekstremalnie drogie. Spróbowałem na nich zagrać i od razu się zakochałem.

Wiedziałem, że nie będzie mnie na takie stać, ale o niczym innym tak nie marzyłem. I w końcu, ze dwa lata później, zobaczyłem ogłoszenie w gazecie, że facet, sprzedaje właśnie taki instrument nieopodal mojego domu w Świnoujściu. Nie miałem oczywiście na niego pieniędzy, więc powiedziałem tacie, jak bardzo o nim marzę. Zazwyczaj długo musiałem go o coś prosić, ale tym razem w niecałe pół godziny wracałem z instrumentem do domu.

Byłem tak szczęśliwy, że nie da się tego opisać słowami. Długo na nim grałem, ale w końcu gdzieś mi zginął. Trafił na jakieś cmentarzysko w wyniku przeprowadzek i podróży. Zniknął mi z oczu na praktycznie 18 lat, może więcej. I teraz, przy okazji pracy nad "XX", zadzwonił do mnie znajomy muzyk: "wiesz, znalazłem w garażu w folii instrument… i to chyba twój". Znalazł mojego Korga. Przywiózł mi go całkiem niedawno, wymaga odświeżenia, ale zajmę się nim. A on zajmie naczelne miejsce w moim domu.

Jesteś fanem technologii?

Gonię w dwie strony. Lubię nowe programy, urządzenia, fascynuje mnie, co się dzieje w cyfrowym świecie. Rozwija się błyskawicznie i niezmiennie mnie to kręci. Ale jednocześnie moje serce należy do starej technologii.

Fascynują mnie urządzenia z lat 30., 50., 70. To jest dla mnie naturalne, optymalne środowisko. Na moje nieszczęście, bo nowa technologia jest dużo łatwiejsza w obyciu. Mówiąc najprościej, mój świat to hybryda – charakter plus technologia.

Podsumowując tych 20 lat, co chciałbyś jeszcze zrobić, osiągnąć?

Na liście życzeń trochę niedostępnych obecnie jest muzyka orkiestrowa, symfoniczna. Ta struktura jest dla mnie jeszcze niepoznanym obszarem, oprócz przygody z Miuoshem i NOSPR-em, nie zgłębiłem go tak, jakbym chciał. Tutaj miałbym jeszcze wiele do nauczenia i do spróbowania. Tak, zmierzyć się z prawdziwymi mistrzami, to byłoby naprawdę ogromne pole do popisu.

Płyta Andrzeja Smolika, "XX", przekrojowy zbiór utworów wydanych na przestrzeni ostatnich 20 lat, ukazała się 12 października nakładem wytwórni Kayax.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d36oa8a
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d36oa8a