Geniusz, prowokator, bankrut
W warszawskim butiku Weremczuka można było nie tylko kupić ubrania, ale i napić się drinka. Arkadius w dniu otwarcia promował swój biznes, jeżdżąc po warszawie luksusowym kabrioletem. Kolekcja, którą prezentował w kraju, była już bardziej casualowa i miała być bardziej przystępna dla rodaków. Do zakupów miała zachęcić m.in. kolekcja z jeansu, a także kolorystyka utrzymana w narodowych barwach. Niestety, biznes kreatora mody rok później splajtował, a jego imponująca kariera zaczęła wygasać.
- Arkadius nie chciał się uczyć. Zrobił trzy efektowne kolekcje, stwierdził, że jest świetny i na tym poprzestał. W Polsce otworzył butik, który nie przyciągnął klientów. Tłumaczył, że nie umiał się zająć papierkową robotą. Pieniądze się skończyły, butik nie zarabiał, a sam Arkadius zniknął – wspomina w rozmowie z dziennikarką Martą Kawczyńską z redakcji "Tygodnika" TVP Michał Zaczyński, dziennikarz modowy.
Trwa ładowanie wpisu: instagram