Arkadius w swoim wraszawskim butiku
Około roku 2000 Arkadius był jednym z najgłośniejszych projektantów w polskim świecie mody. Pierwsze kroki w branży stawiał pod okiem Alexandra McQueena, w brytyjskim domu mody. Potem jego kariera potoczyła się błyskawicznie. Ekscentryczny artysta zachwycał swoimi kolekcjami, a jednocześnie w swojej ojczyźnie wielu szokował. Był ulubieńcem polskich gwiazd takich jak Kayah czy Kora, ale po jego kreacje sięgały też sławy światowego formatu np. Bjork.
Niewątpliwie Arkadius był barwnym ptakiem ówczesnego show-biznesu. Niepozorny chłopak z Parczewa pod Lublinem, przed którym rodzice kreślili karierę nauczyciela, przeszedł długą i nie najłatwiejszą drogę na szczyt, by potem nieoczekiwanie przepaść niemal bez wieści.
Po latach wyznał, że za sukces zapłacił wysoką cenę. Jak i gdzie żyje dziś?
Chłopak z Parczewa, który nie chciał być nauczycielem
Arkadiusz Weremczuk osiągnął sukces na światową skalę jako 30-latek. Na markę Arkadius długo jednak pracował. Na początku lat 90. przerwał studia pedagogiczne na UJ i dosłownie ruszył w świat, by spełniać swoje marzenia i zacząć projektować. Najpierw musiał jednak na to zarobić. W Niemczech, we Włoszech chwytał się dorywczych prac, by w końcu opłacić edukację w słynnej Central Saint Martins College of Arts and Design w Londynie. Pod koniec lat 90. trafił na staż do Domu Mody Alexandra McQueena, a na początku nowego millenium był już na ustach wszystkich.
Pierwszą kolekcję w Polsce zatytułowaną "Paulina", na cześć jego babki, pokazał we wnętrzach Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego w 2002 roku. Widać w niej inspiracje polskim folklorem. Na kreacjach pojawiają się nie tylko kwiaty, ale i motyw... przydomowego ptactwa. Pokaz był wielkim wydarzeniem, a uświetniła go m.in. Kayah.
Arkadius przed swoim butikiem w Londynie - 2004 rok
Kolejne pokazy Arkadiusa na przemian zachwycały m.in. bogactwem barw, oryginalnością, jak i szokowały, kiedy elementem mody stały się wizerunki Matki Bożej czy różańce. Weremczukowi jednak nie przeszkadzała łatka kontrowersyjnego artysty. Jak sam mówił w wywiadach, chciał być uwielbiany albo nienawidzony. Nie godził się na obojętność.
Ubrania Arkadiusa choć nie były tanie ani, delikatnie mówiąc, na każdą okazję, cieszyły się jednak powodzeniem. W 2002 roku artysta otworzył swój butik w Londynie przy Porchester Place 7. Niedługo potem starał się wypromować swoje ubrania w kraju nad Wisłą. Wiosną 2003 roku otworzył butik przy Mokotowskiej 49. Niedługo potem poznał jednak nie tylko smak sukcesu, ale i gorycz porażki.
Geniusz, prowokator, bankrut
W warszawskim butiku Weremczuka można było nie tylko kupić ubrania, ale i napić się drinka. Arkadius w dniu otwarcia promował swój biznes, jeżdżąc po warszawie luksusowym kabrioletem. Kolekcja, którą prezentował w kraju, była już bardziej casualowa i miała być bardziej przystępna dla rodaków. Do zakupów miała zachęcić m.in. kolekcja z jeansu, a także kolorystyka utrzymana w narodowych barwach. Niestety, biznes kreatora mody rok później splajtował, a jego imponująca kariera zaczęła wygasać.
- Arkadius nie chciał się uczyć. Zrobił trzy efektowne kolekcje, stwierdził, że jest świetny i na tym poprzestał. W Polsce otworzył butik, który nie przyciągnął klientów. Tłumaczył, że nie umiał się zająć papierkową robotą. Pieniądze się skończyły, butik nie zarabiał, a sam Arkadius zniknął – wspomina w rozmowie z dziennikarką Martą Kawczyńską z redakcji "Tygodnika" TVP Michał Zaczyński, dziennikarz modowy.
Arkadius po latach wystąpił w talk show Łukasza Jakóbiaka
W 2006 roku Arkadius zniknął ze świata mody i show-biznesu tak samo niespodziewanie, jak się pojawił. Na medialne nagłówki wrócił na chwilę w 2015 roku. Bez powodzenia, jak się później okaże, próbował wrócić także do świata mody kolekcją promowaną nekrologami. Dopiero wtedy ujawni też mediom, co działo się z nim przez ostanie lata. W rozmowie z youtuberem, Łukaszem Jakóbiakiem wyznał, że poznał mroczną stronę sławy. Uzależnienie od narkotyków, depresja, próby samobójcze to cena, jaką zapłacił za sukces.
- Wpadłem w nieodpowiednie towarzystwo (...). Musiałem się od tego odciąć - opowiadał w talk-show "20m2". Weremczuk twierdził, że gdyby nie radykalna decyzja o wyjeździe z kraju i porzuceniu świata mody, umarłby przed 40. - Nie wytrzymałbym ciśnienia. Dla człowieka, który ma wrażliwą, artystyczną duszę nie było to możliwe - tłumaczył. - Każdy czegoś od ciebie chce. Dostawałem średnio po 300 maili dziennie z całego świata: od próśb o wywiady po propozycje współpracy. (...) A gdy jakaś duża firma w ciebie zainwestuje, to nie ma wyjścia, nie możesz wysiąść z tego pociągu - mówił Weremczuk.
Dlatego wyjechał do Brazylii, gdzie mieszka do dziś. Wciąż zajmuje się sztuką, choć projektowanie ubrań zamienił na kreowanie wnętrz. Swoją barwną karierę od czasu do czasu wciąż wspomina na Instagramie.