Maria Szabłowska
Miałam to szczęście, że znałam Wojtka od młodych lat, byliśmy na ty. To był szczęśliwy zbieg okoliczności, bo Wojtek grywał w tenisa z moim tatą. Dla mnie był nauczycielem życia, zawsze mogłam liczyć na jego rady, szczególnie na początku mojej kariery zawodowej w radiu. Zawsze mogłam go poprosić o wywiad, widziałam, jak powstawały jego piosenki, które pisał bardzo szybko.
Pamiętam dokładnie historię z jednego z naszych pierwszych wywiadów do radia. Wtedy jeszcze trzeba było oddać wywiad do oceny cenzora. Pani nie chciała mi dać pozwolenia na emisję, bo pan Młynarski powiedział: "Wierzę w Boga, ale ten mój Bóg to jest jakiś dziwny. Ksiądz mi powiedział, że za wiele od Boga wymagam". Cenzorka kazała mi to wyciąć. Zadzwoniłam do Wojtka, żeby się go poradzić. A on na to: Wytnij to. Ja na to, lekko oburzona: Jak to, chcesz się tak ugiąć przed cenzurą? A on na to spokojnie: "Albo wytniesz to zdanie i reszta pójdzie, albo nie wytniesz i nie pójdzie nic. Co wolisz?" Wtedy to do mnie przemówiło i zrozumiałam jego sposób na cenzurę. Wolał wyciąć coś mniejszego z większej całości, tym bardziej, że on pisał przecież piosenki polityczne i to było imponujące. A co jeszcze bardziej imponujące, to to, że te jego teksty polityczne napisane w PRL w ogóle się nie zdezaktualizowały, np.: "Co by tu jeszcze spieprzyć, panowie?”. To wszystko jest aktualne do dzisiaj.