Ewa Kuklińska
Był sumieniem narodowym, potrafił tak pięknie ubrać w słowa, potrząsnąć nami, dodać wiary. Potrafił też zagrzać do boju, ale robił to w tak cudownie delikatnej formie. Bardzo też doceniam jego nieprawdopodobny kunszt warsztatowy, bo dzięki temu, że sam śpiewał, dokładnie wiedział jak ułożyć słowa, bo one brzmiały idealnie. Kiedyś śpiewałyśmy z Alicją Majewską jego piosenkę "Poncho cha-cha", które miało kilka zwrotek i brzmiało:
"Przywdziawszy poncho, odwiedźmy rączo
Znany kombinat rozrywkowy Pod Pajączkiem
A kiedy skończą grać cha-chę poncho
Dajmy zaprosić się do baru na poncz z pączkiem."
_Bardzo to było trudne do wyśpiewania, ale to było mistrzostwo słów. U niego żaden wyraz nie był przypadkowy. Ale też bardzo miło mi było, kiedy Wojtek, gdy zobaczył jakiś mój występ w telewizji, dzwonił i wystawiał mi recenzję przez telefon. Ale zawsze to były miłe rzeczy. Myślę, że gdyby mu się nie podobało, to by nie zadzwonił. _
Nie zapomnę też, jak kiedyś spotkałam go przypadkiem w Sopocie, gdzie był na wakacjach, a ja grałam akurat spektakl. Przyszedł zobaczyć i zapytał też, co robię do południa, na co ja odpowiedziałam, że chcę odpocząć, powłóczyć się po mieście, na co on mówi: "Nie, no tak być nie może! Proszę przyjść jutro rano na kort tenisowy, musisz się nauczyć grać w tenisa". Oczywiście poszłam i nawet się nie obejrzałam, kiedy pan Wojciech zorganizował dla mnie trenera, rakietę, buty i cały strój do gry, co wtedy nie było takie proste. Taki to był człowiek!