Edyta Golec o koniach nad Morskim Okiem. Mówi o traktowaniu zwierząt
- Krytykuję i zawsze będę krytykowała złe traktowanie zwierząt - powiedziała ostatnio Edyta Golec. Opowiedziała, co sądzi o losie koni wykorzystywanych do wycieczek nad Morskim Okiem. Zwróciła jednak uwagę, że sprawa ma dwie strony medalu.
Rozpoczynający się sezon wakacyjny to także sezon dyskusji na temat zachowania na urlopach. Chodzi nie tylko o względy bezpieczeństwa nad wodą lub w górach, czy szeroko pojęty savoir vivre na wczasach. Choć i tak te same wytyczne przypominane są publicznie co roku, w mediach co rusz pojawiają się wieści o niechlubnych "wyskokach" wczasowiczów.
Jednym z nagminnie potępianych od kilku lat przyzwyczajeń są wycieczki konnymi dorożkami nad Morskie Oko. Obrońcy praw zwierząt apelują do turystów o przemierzanie w miarę możliwości samodzielnie tak, by nie narażać zwierząt na pracę ponad ich siły. Zwłaszcza że konie pracują często w upale, tłumie i hałasie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bracia Golec zagrali dla kadry w Opalenicy. Wskazali swoich ulubionych piłkarzy
O losie zwierząt w górach mówią też celebryci. Często sami nawołują do tego, by nie wykorzystywać koni dla własnej przyjemności. A co sądzą ci, którzy mieszkają w górach na co dzień? Edyta Golec udzieliła krótkiego komentarza na ten temat.
- Nie mieszkam na Podhalu. Mieszkamy w Beskidzie Żywieckim. U nas nie ma [takich rzeczy - przyp. red.], bo głównie mówimy tutaj o Morskim Oku. Myślę, że to jest praca dla wielu furmanów, którzy wożą i usługują. Oczywiście krytykuję i zawsze będę krytykowała złe traktowanie zwierząt. Serce pęka, jak się widzi, jak te konie cierpią, bo może są niedożywione, słabe, przemęczone - powiedziała w rozmowie z Pomponikiem.
Przyznała, że jest w gronie osób, które potępiają niehumanitarne traktowanie zwierząt. Dodała jednak, że na całą sytuację nie powinno się patrzeć zero-jedynkowo.
- Myślę, że większość tych właścicieli tych koni patrzy się z sercem, bo to jest ich chleb. Czasami zdarzają się różne wypadki. Jako dziecko ze wsi też mieliśmy gospodarstwo, mieliśmy barany. Schodziliśmy kiedyś z hal z tymi baranami i jedna owca padła nam na ziemi. Okazało się, że po prostu jej pękło serce. Czasem są takie sytuacje, których się nie przewidzi i to nie jest kwestia tego, że ktoś nie zadbał o to zwierzę - podsumowała.