Marzyła o śmierci
Minge walczyła z nowotworem kilka lat. Choć starała się być silną kobietą, która nie użalała się nad swoim losem, bywały trudne momenty, kiedy nie dawała rady.
- Przez pięć lat budziłam się codziennie o 3:15 w nocy. Mokra ze strachu. Żadne antydepresanty, nic nie pomagało. Bo emocje, które się gromadzą, w końcu muszą znaleźć ujście. Najgorsze było to, że nie miałam z kim się nimi podzielić. Bywały momenty, że myślałam: niech już umrę, będę miała przynajmniej święty spokój. Ale przetrwałam i dzięki temu wiem, że nic nie jest w stanie mnie złamać – powiedziała projektantka w rozmowie z pismem "Pani".
Obecnie Ewa Minge pomaga najbardziej potrzebującym i odnajduje w tym wiele radości. Miejmy nadzieję, że najgorsze już za nią.