Ewa Minge wspomina walkę z rakiem. "Niech już umrę, będę miała przynajmniej spokój"
[GALERIA]
Jest czołową polską projektantką mody. Podróże, pokazy, spotkania z gwiazdami - to jej życie. Choć sprawia wrażenie osoby szczęśliwej, przed laty spotkała ją ogromna trauma. Ewa Minge walczyła z ostrą odmianą białaczki. Dziś pomaga osobom, które podobnie jak ona, muszą stanąć twarzą w twarz ze śmiercią.
Oswoiła się ze smiercią
W sobotnim "Dzień Dobry TVN" Minge opowiedziała o pracy ze swoimi podopiecznymi z fundacji, którą prowadzi od kilku lat. Celem Black Butterflies jest wspieranie osób chorujących na raka. Projektantka powiedziała wprost, że praca z ludźmi zmagającymi się z nowotworami jest dla niej formą detoksu od show-biznesu. Jednocześnie przyznała, że nie boi się już śmierci, bo przed laty niemal jej doświadczyła. Nie ukrywa jednak, że początki powrotu do zdrowia i normalnego życia były trudne.
Prawdziwy strach
Kiedy projektantka zachorowała, postawiła sobie za cel honoru, żeby informacja nie wyciekła do mediów. Gwiazda nie chciała być w centrum uwagi, tym bardziej że miała małych synów. Dopiero kiedy pewnego dnia zadzwonił do niej dziennikarz tabloidu i spytał wprost, czy ma raka, uświadomiła sobie, że sytuacja jest poważna.
Życie z wyrokiem
To nie jest pierwszy raz, kiedy Ewa Minge odważyła się opowiedzieć o walce z chorobą. W 2005 r. udzieliła wywiadu "Pani", w którym wspominała, że lekarze długo nie mogli zdiagnozować nowotworu.
- Tak naprawdę długo nie było wiadomo, co mi jest. Czemu ważę zaledwie czterdzieści parę kilo i ciągle źle się czuję. Na początku myślałam, że to wynik stresu. Ale kiedy uciekłam od męża tyrana i myślałam, że to wszystko zaczyna się układać, to okazało się, że mam poważne problemy z krwią. Nowotwór. I że może mnie zabraknąć - mówiła projektantka.
Marzyła o śmierci
Minge walczyła z nowotworem kilka lat. Choć starała się być silną kobietą, która nie użalała się nad swoim losem, bywały trudne momenty, kiedy nie dawała rady.
- Przez pięć lat budziłam się codziennie o 3:15 w nocy. Mokra ze strachu. Żadne antydepresanty, nic nie pomagało. Bo emocje, które się gromadzą, w końcu muszą znaleźć ujście. Najgorsze było to, że nie miałam z kim się nimi podzielić. Bywały momenty, że myślałam: niech już umrę, będę miała przynajmniej święty spokój. Ale przetrwałam i dzięki temu wiem, że nic nie jest w stanie mnie złamać – powiedziała projektantka w rozmowie z pismem "Pani".
Obecnie Ewa Minge pomaga najbardziej potrzebującym i odnajduje w tym wiele radości. Miejmy nadzieję, że najgorsze już za nią.