Ścisk, pisk, krzyk i unosząca się w powietrzu woń grillowanej kiełbasy. Tłum ludzi i supergwiazdy polskiej muzyki. To nie Opener, to nie Pol'and'Rock. Ale tu też jest Polska. I świetnie się bawi.
- To się nie dzieje! Mieszkam kilka miejscowości stąd, miałam być na urodzinach bratowej, ale udało mi się wyrwać. Ta impreza jest lepsza niż Sylwester – mówi Agata spod Siedlec, czyli z najbliższej okolicy.
Okolica to Borki-Kosy pod Siedlcami, ponad sto kilometrów na wschód od Warszawy. Miejsce - łąka wśród pól kukurydzy. Okazja – oficjalna - to 20. rocznica blokad rolniczych, od których zaczęła się kariera Andrzeja Leppera i jego Samoobrony. Piwo - 5 zł. Kiełbasa w cenie biletu wstępu (15 zł). Za tę cenę – Zenek Martyniuk i Michał Wiśniewski.
Nóżka sama chodzi
Niektórzy płacą horrendalne kwoty za kilka dni na Openerze czy Orange Warsaw Festival. Inni przez kilka dni sierpnia żyją miłością, przyjaźnią i muzyką na Pol'and'Rocku Jurka Owsiaka. A jeszcze inni zjechaliby Polskę wzdłuż i wszerz, żeby tylko zobaczyć właśnie Zenka.
Ci, którzy w kolejce nie wyczekali, albo szkoda im było ciężko zarobionych złotówek, znaleźli swoje miejsce na ziemi poza terenem koncertu, wśród wzrastających kolb kukurydzy. I tak było słychać, zabawę mieli nie gorszą niż ci pod sceną.
Disco polo to, przynajmniej w stolicy i innych wielkich polskich miastach, słowa równie niewygodne do wymówienia, co slogany partii politycznych. Złośliwości o "disco z pola" i inne wielkomiejskie docinki zna każdy warszawiak – niezależnie, czy w siódmym, czy w pierwszym pokoleniu.
Tylko dziwnym przypadkiem zna na pamięć wersy "Przez twe oczy zielone” czy "Przekorny Los", nawet jeśli sam boi się przed sobą do tego przyznać.
Nikogo nie powinno to dziwić. Wystarczy pójść na koncert Martyniuka. Nóżka sama chodziła, gdy nikt nie patrzył.
Każdy sobie wodzirejem
Młodzież, rodziny z dziećmi i osoby starsze. W Borkach-Kosach są przedstawiciele wszystkich grup wiekowych. Energii nie braknie nikomu. Zupełnie obcy sobie ludzie bawią się razem jak na najlepszym weselu. Każdy sobie wodzirejem.
Publiczność poszła w klasykę. Panowie w podkoszulkach odsłaniających owłosione torsy. Panie w neonowych stylizacjach, widać włożoną w nie pracę. Są też garsonki, spodnie w kant i koszule z krótkim rękawem. Stylizacja po porannej mszy jest jak najbardziej na miejscu.
Nikt nie pozuje do selfie na Instagrama w wymyślnych fatałaszkach, za to wszyscy się świetnie bawią. Zenek śpiewa, ludzie go przekrzykują. A organizatorzy zacierają ręce. Udało się.
Minuta ciszy
Może i dziś liczy się przede wszystkim zabawa. Może dla przybysza z innego regionu Polski powód organizacji imprezy jest dość dziwny. Ale tu, na Podlasiu, ludzie pamiętają.
- Przyjechałem, ponieważ w blokadach rolniczych brał udział mój świętej pamięci dziadek. Nie mogło mnie tu zabraknąć – mówi Michał. Mieszka w okolicy.
Na scenie trwały jeszcze próby koncertu, gdy równolegle w pobliskim kościele upamiętniano 8. rocznicę śmierci Andrzeja Leppera. Hołd złożyli także organizatorzy festynu.
- Skoro Kaczyński może świętować swoje sukcesy, to my możemy z dumą obchodzić rocznicę blokad rolniczych. Pokazujemy, że te problemy wciąż są aktualne. 8 lat temu został zamordowany Andrzej Lepper (oficjalną przyczyną śmierci lidera Samoobrony było samobójstwo, jednak wiele sprzyjających Lepperowi i partii osób kwestionowało ustalenia śledztwa – przyp. red.). Jesteśmy tu także dla niego. Teraz poproszę was o minutę ciszy – słychać ze sceny.
Miejsce dla każdego
Kiedy Zenek Martyniuk schodzi ze sceny, za kulisami czeka na niego spory tłumek. W Borkach-Kosach, wsi, jakich w Polsce są tysiące, wokalista zespołu Akcent jest idolem. Idolami są też inni gwiazdorzy disco-polo. Dla wielu fanów to coś więcej niż tylko muzyka.
Kobieta, na oko czterdziestoparoletnia, skromnie prosi o autograf dla syna. – On zna wszystkie pana teksty, zawsze śpiewa na rodzinnych uroczystościach – zapewnia gwiazdora. Ktoś prosi o zdjęcie, ktoś zostaje zatrzymany przez ochroniarza, więc do domu wróci przygnębiony.
– Na co dzień pracuję w korporacji. Czuję się, jakbym trafiła do nieba – słyszymy od rozbawionej dziewczyny. Wybrała wiejski festyn zamiast burżujskiego klubu w stolicy i nie żałuje nawet przez chwilę.
"Wiśniewscy" kradną show
Całą imprezę współprowadzi Dominika Tajner, już wkrótce eksżona Michała Wiśniewskiego. Los zadrwił z obojga. Kilka miesięcy po hucznym medialnym rozstaniu spotkali się w Borkach-Kosach na jednej scenie.
- Ja i Michał jesteśmy w bardzo dobrych relacjach. Zapowiem go na scenie z wielką przyjemnością. Widujemy się często, dlatego nie boję się naszego spotkania. Nie mamy kosy. Ale może coś sprowokujemy, jakiś skandal. Michał lubi takie akcje – mówi nam Dominika Tajner.
Lider Ich Troje kilka dni temu straszył, że nie weźmie udziału w wydarzeniu. Oskarżał organizatorów, że wykorzystali jego wizerunek bez jego zgody. Ku uciesze mieszkańców Borek-Kos nie spełnił swoich gróźb. Przyjechał. I zapewnił w niedzielny wieczór pod Siedlcami prawdziwy żar emocji.
- Zobacz, jak tutaj wygląda. Patrzysz na lewo – kukurydza, patrzysz na prawo – to samo. Jestem zachwycona tym terenem. Impreza jest zacna, Zenek zaśpiewał, ale wszyscy przecież czekamy na gwiazdę wieczoru – dodaje Tajner.
Rendez-vous pod gołym niebem
W tłumie, przy największych hitach Ich Troje, ludzie bawią się, jakby jutra miało nie być. Pary w średnim wieku toną w objęciach jak na potańcówkach w wiejskich świetlicach w latach swojej młodości.
- Kochajcie się, trzymajcie się siebie i nie bierzcie ze mnie przykładu – rzuca ze sceny Michał Wiśniewski. I gra największy chyba hit Ich Troje. Niepodrabialną chrypką wyśpiewuje "Wstań i powiedz: nie jestem sam…". Wśród pól kukurydzy tańczące pary przylegają do siebie mocniej.