"Małżeństwo coś zabija"
Od pięciu lat Irena Santor żyje sama. Jej największą miłością był prawnik z zawodu i artysta z zamiłowania Zbigniew Korpolewski. Poznali się na początku lat 90. Mówiła o nim mąż, chociaż ślubu nie mieli. - Małżeństwo często coś w ludziach zabija. Ci, którzy się kochają, powinni być wolni i to się sprawdza w naszym związku - wyznała w "Życiu na gorąco".
Nigdy się nie nudzili, ciągle między nimi iskrzyło, potrafili sprzeczać się o sztukę i mało znaczące drobiazgi dnia codziennego. - Że kwiatek stoi tu, a nie tu. Można się wściec. Ale to prawnik, mądrala i dużo się od niego uczę, głównie logicznego postępowania w życiu. Bo, niestety najpierw strzelę Panu Bogu w okno, a potem zastanowię się, co zrobiłam. Głupio to zabrzmi, ale po latach nauczyliśmy się czułości. Nie wiem, czy to nie jest ważniejsze niż euforyczna miłość – zastanawiała się w w rozmowie z "Vivą".