Kamil Durczok nie zapłacił swojemu pracownikowi? Mężczyzna zmarł na raka
Skompromitowany dziennikarz jeszcze jakiś czas temu zarządzał regionalnym serwisem Silesion. Okazuje się, że część pracowników nie otrzymywała na czas wynagrodzenia. W dramatycznej sytuacji znalazł się jeden z początkujących dziennikarzy. Jego matka nagłośniła teraz całą sprawę.
Kamil Durczok przed laty był jednym z najbardziej cenionych dziennikarzy w Polsce. Jednak po zarzutach o molestowanie pracownic rozstał się ze stacją TVN. Zanim do mediów trafiła informacja o podrabianych przez Durczoka wekslach oraz przed spowodowaniem wypadku samochodowego pod wpływem alkoholu, dziennikarz rozwijał własny portal Silesion.pl.
Jednym z pracowników redakcji był 23-letni wówczas Robert Bryniak. Rozpoczął płatny staż w listopadzie 2018 r. Niestety od samego początku miał problemy z doproszeniem się o wypłatę stawki ustalonej na podstawie umowy o dzieło.
- Mój syn nie mógł się doprosić o swoje ciężko zarobione pieniądze. Robert pracował w Silesion.pl przez trzy miesiące i otrzymał jedynie 400 zł wynagrodzenia. To były pieniądze za listopad - wyznała jego matka Małgorzata Szczykutowicz-Bryniak w rozmowie z "Faktem".
Durczok narzeka na media: "Kiedyś słowo dziennikarz coś znaczyło"
Od lutego 2019 r. mężczyzna desperacko próbował odzyskać obiecane mu wynagrodzenie. W tej sprawie kontaktował się z samym Kamilem Durczokiem. Dzwonił, wysyłał maile. Jak twierdzi jego matka, nie doczekał się odpowiedzi.
Po 2 miesiącach od odejścia z redakcji Silesion.pl Robert Bryniak zaczął mieć problemy zdrowotne. Wkrótce potem poznał diagnozę: chłoniak. Nie miał dobrych rokowań. Wtedy wysłał dramatycznego SMS-a do byłego pracodawcy.
"Hej Kamilu, Robert Bryniak z tej strony. Pracowałem dla Ciebie przez trzy miesiące i nie zapłaciłeś mi za nie. Jest teraz świetna okazja, byś tę zaległość nadrobił, bowiem jestem właśnie po rozmowie z moim hematologiem i po trepanobiopsji wiemy już na 100 proc., że mam chłoniaka. Każde pieniądze mi się przydadzą, a zwłaszcza te, na które sobie zapracowałem" - napisał do Kamila Durczoka w lipcu 2019 r.
Jak twierdzi redakcja "Faktu", młody dziennikarz był w kontakcie z innymi byłymi pracownikami portalu Silesion, którzy również nie otrzymali wynagrodzeń. Tabloid skontaktował się z Kamilem Durczokiem, który twierdzi, że próbował pomóc mężczyźnie w leczeniu, ale ten odmawiał.
"Osobiście przeszedłem długą i ciężką chorobę nowotworową. Przez wiele miesięcy zmagałem się z wyjątkowo złośliwą odmianą raka. Przypisywanie mi złych intencji bądź braku współczucia uważam za wyraz żalu, całkowicie zrozumiałego wobec tragedii, jaka dotknęła rodziców Zmarłego. Jednocześnie zapewniam, że w tak trudnej, bankrutującej sytuacji firmy, nie byłem w stanie zrobić nic więcej. Wielokrotnie oferowałem choremu pomoc w indywidualnym leczeniu, ale p. Bryniak konsekwentnie odmawiał takiej pomocy, domagając się wyłącznie pieniędzy. Rodzinie i bliskim składam wyrazy współczucia, mając świadomość, że w tej sytuacji, blisko 2 lata temu, zrobiłem co w mojej mocy" - napisał w oświadczeniu.
Robert Bryniak zmarł 16 czerwca 2020 r. Jak twierdzi jego matka, nie doczekał się żadnej odpowiedzi od Kamila Durczoka. Kobieta była oburzona oświadczeniem dziennikarza w sprawie jej syna.
- Teraz widzę, że jest to człowiek bez żadnego honoru, który nawet w takiej sytuacji nie potrafi przyznać się do winy i po ludzku przeprosić, tylko wykorzystuje fakt, że mój zmarły syn nie może się już obronić. Chcę podkreślić, że podzieliłam się historią mojego syna nie po to, żeby domagać się zwrotu tych marnych kilkuset złotych, lecz po to, żeby pokazać, że mój syn został skrzywdzony przez człowieka, który w tak dramatycznej sytuacji powinien go rozumieć lepiej, niż inni, a nie okazał mu żadnej empatii. Kłamliwy komentarz pana Durczoka upewnia mnie w przekonaniu, że postąpiłam słusznie - powiedziała Małgorzata Szczykutowicz-Bryniak.