Karol Strasburger kontra Stan Borys. Wielka wojna wielkich przyjaciół. Mnożą się oskarżenia
Dwaj dawni przyjaciele, partnerzy z tenisowego kortu, stanęli naprzeciwko siebie. Najpierw był konflikt personalny, dziś toczy się postępowanie sądowe: Stan Borys kontra Karol Strasburger. O co poszło?
Powodem narastającego sporu są kwestie prywatne, których nikt nie chce ujawniać, a pewnie nawet pamiętać. Dziś żaden z jego uczestników nie za bardzo ma zamiar w ogóle o tym mówić. W rozmowie z WP Karol Strasburger odcina się od sprawy i tłumaczy niechęć do komentowania jej tym, że ma wiele zobowiązań zawodowych.
- Bardzo mi się nie podoba, że media rozdmuchują sprawę, która powinna być rozstrzygnięta w sądzie - mówi zdenerwowany prowadzący "Familiady".
– To nie dziennikarze powinni decydować, kto jest winny i kto ma ponieść w tym przypadku odpowiedzialność. Oczywiście rozumiem, o co chodzi w tej grze: Stan Borys i jego partnerka, Anna Maleady, szukają poklasku i próbują zyskać zainteresowanie mediów. Nie ma ku temu żadnych powodów artystycznych, bo kariera muzyczna Stana Borysa najwyraźniej się już skończyła, próbują więc innymi sposobami - dodaje Strasburger.
Zobacz też: Karol Strasburger poucza: "Mówienie dowcipów wymaga dużego wyczucia"
Jego antagonista w ogóle nie wypowiada się dziś o tej sprawie. Tłumaczy się bardzo złym stanem zdrowia. Głos zabiera za to jego partnerka życiowa i menadżerka, Anna Maleady.
- Nasza przyjaźń – opowiada Maleady Wirtualnej Polsce – swego czasu nader zażyła, skończyła się mniej więcej dwa lata przed początkiem obecnej afery. Zniszczyły ją plotki i pomówienia, które pojawiły się w naszych relacjach. Dwa lata temu przebywaliśmy w ośrodku rehabilitacyjnym w górach, gdzie Stan przechodził długotrwałą rehabilitację. Zauważyliśmy, że media obficie relacjonowały ślub naszych dawnych przyjaciół, Karola i Małgorzaty Strasburgerów.
- Ze zdziwieniem odkryliśmy, że pod tekstem na temat uroczystości znalazły się bardzo obraźliwe wpisy o Stanie i o mnie, były to słowa naruszające nasze dobre imię, zwykłe kłamstwa i pomówienia. Ze względu na charakterystyczną treść tych komentarzy od razu wiedzieliśmy, że ich autorem bądź autorką musiał być ktoś, kto nas bardzo dobrze znał. Wiedział też, jak wygląda nasza sytuacja życiowa - dodaje menedżerka Stana Borysa.
Borys i Maleady złożyli na policję wniosek o wyjaśnienie sprawy. Po kilku miesiącach otrzymali informację z sądu rejonowego w Pszczynie.
- Wynikało z niej, że na podstawie analizy adresów IP ustalono, że wpis pochodzi z adresu samego Karola Strasburgera - wyjaśnia Maleady.
Ten mocno się dziś odcina od takich oskarżeń.
- Krytyczne wobec Stana Borysa komentarze pod medialnymi doniesieniami na temat jego oskarżeń wobec mnie też nie są oczywiście moim dziełem - ripostuje w rozmowie z WP Strasburger.
- Wskazują natomiast wyraźnie, że ludzie przejrzeli jego plan i patrzą na to wszystko z politowaniem. Stan Borys i jego partnerka to ludzie, którzy są w trudnej sytuacji finansowej, czego im oczywiście współczuję, ale nie mogę im pozwolić na rozpowszechnianie kłamstw na mój temat. A że ci ludzie kłamią, to chyba oczywiste: rano Stan Borys, siedząc na wózku inwalidzkim, opowiada w mediach, że ma całkiem zniszczone zdrowie, a wieczorem występuje na koncercie. To jest niepoważne. Nie wiem, czy nie ma z tym związku fakt, że on od lat ma problemy psychiczne - dodaje ostro.
Maleady tłumaczy, że ona i jej partner nie widzieli innego wyjścia, jak tylko wejście na drogę sądową.
- Poczuliśmy się tak, jakby ktoś wbił nam nóż w serce - komentuje Maleady. - Konfrontowanie się z dawnymi przyjaciółmi na sali sądowej to oczywiście rzecz bardzo przykra, ale nie mamy innego wyjścia. Stan Borys zbyt źle się dziś czuje, żeby zajmować się tak trudnymi sprawami osobiście. Fizyczny i psychiczny stan jego zdrowia znacznie się pogorszył. Niech rozstrzygnie sąd - dodaje na koniec.
W tej kwestii akurat obie strony są jak najbardziej zgodne.
- To nie pierwszy raz, kiedy Stan Borys i jego partnerka szukają pieniędzy w taki sposób - komentuje Strasburger.
Dodaje też: - Nie mogę im pozwolić na ratowanie swojego budżetu w taki sposób, moim kosztem. Jestem zbyt poważnym i zajętym zawodowo człowiekiem, żeby się bawić w takie intrygi. Wyciągają dziś sprawę sprzed lat, w której jest wiele niejasności: nie wiadomo, kto napisał, co napisał i z czyjego konta internetowego. Tu wiele kwestii wymaga skrupulatnego wyjaśnienia, a oni próbują namawiać dziś media do wydawania przedwczesnych wyroków. Powtórzę: sprawą powinien się zająć sąd. Media niczego tu nie rozwiążą, a zapewniają tylko Stanowi Borysowi realizację jego celu: zwrócenie na niego uwagi.
Z tym nie sposób się nie zgodzić. Dzięki pozwowi i pierwszym rozprawom Stan Borys rzeczywiście jest dziś znowu na pierwszych stronach gazet. Kiedy skończy się proces? Dziś jeszcze nie wiadomo.