Życie na salonach
Nie było też łatwo wejść w rolę pani ambasadorowej. Martwiła się, że podała złe sztućce do ryby, i że ze swoim zwyczajnym stylem życia, nie pasuje do salonów:
- Nie jestem typem damy. Na początku było mi ciężko funkcjonować w rezydencji ze złotymi lustrami, meblami na wysoki połysk, dziełami sztuki. Dyplomacja kojarzyła mi się z potrzebnym, acz lekko nudnym zajęciem. Potem okazało się, że dystyngowana poza, odpowiedni ubiór i dobre maniery to nie wszystko. Zawsze liczy się człowiek. Poznałam wielu nudziarzy, ale też wielu dyplomatów arcyciekawych. Jak w życiu. Zawsze jednak pamięta się tych z charakterem – wyznała w rozmowie z "Show".