Katarzyna Herman
Wielu aktorów uważa, że teatr jest dla przyjemności, a telewizja dla zarobku…
To zależy jaki teatr i jaka telewizja. Są lepsze i gorsze produkcje. Dla mnie ważne jest, żeby rola mnie zainteresowała. Nie mam wpływu na słupki oglądalności. Chodzi też o trening. Aktor, który długo nie gra, może stracić odwagę, bać się zaryzykować. Takie ciągłe oswajanie się z kamerą daje potem swobodę, nie boimy się kamery, człowiek nie wypada się z wprawy. Ten zawód to zawód rzemieślniczy, trzeba mieć podstawy, które należy trenować, zupełnie jak u sportowców.
A pieniądze? To mój zawód, staram się go wykonywać najlepiej jak potrafię. Płacą mi za to. Czasem sporo w porównaniu z tym ile zarabia np. moja mama, nauczycielka czy siostra, młoda lekarka. Ja ciągle nie mogę się nadziwić, że robię to, co lubię, i jeszcze mi za to płacą (śmiech). To raczej praca, która niektórym się kojarzy z taką zabawą, wręcz dziecięcą, w udawanie kogoś innego. Więc wygląda na to, że ja w gruncie rzeczy ciągle się bawię. Jeszcze do tego mnie ładnie ubierają i malują! W życiu prywatnym nigdy tak szykownie nie wyglądam.
Czy tytułowa „Druga szansa” z serialu jest też pani w jakiś sposób bliska?
Zawodowo, odpukać, mam wrażenie, że nie miałam takiego tąpnięcia, żebym musiała zaczynać wszystko od nowa. Wydaje mi się, że pracuję „równo”, nie miałam chyba takiej historii jak nie raz opowiadają mi koledzy – że dostali jakąś nagrodę i koniec, telefon nie dzwoni. Może też nie mam jakiś szczególnych wzlotów (śmiech). Gorsze role mi się zdarzyły, jak pewnie każdemu, kto nie boi się ryzyka. Z wiekiem coraz bardziej ryzykuję.
Chce być odważna. Myślę, że warto podejmować decyzje, które mogą być drugą szansą – pozwolić sobie na zakręt, zmianę drogi życiowej. Nie warto tkwić w zastanych sytuacjach, które często są niedobre, szkoda życia. Nie chcę być marudą. W tym sensie druga szansa nie jest mi obca, bo wydaje mi się, że codziennie daję sobie drugą szansę.