Katarzyna Herman: Nie jestem produktem!
Katarzyna Herman
Katarzyna Herman - jedna z najbardziej znanych aktorek w Polsce, w rozmowie z WP zdradza, kiedy i dlaczego unika ścianek, dlaczego nie boi się odważnych scen, czy warto było zagrać homoseksualne sceny miłosne w „Córkach Dancingu”. Ponadto otwarcie mówi o polskim show-biznesie i dlaczego „codziennie daje sobie drugą szansę”.
„Druga Szansa” jako jeden z niewielu seriali otrzymał tytułową szansę – na drugi sezon. Większość ostatnich produkcji znikała po jednej transzy. Gdzie pani upatruje przyczyn tego sukcesu?
To jest zagadka. Gdybyśmy znali odpowiedź, to każdy serial byłyby sukcesem. Występowałam w serialu „Ekipa” w reżyserii Agnieszki Holland, który miał co prawda jedną transzę, to było zamkniętych 13 odcinków, ale do tej pory ludzie mnie zaczepiają na ulicy i pamiętają ten serial. Okazało się, że był proroczy. Podobnie było z „Bożą podszewką”.
Niektóre seriale ciągną się latami, czasami o kilka sezonów za długo. Zobaczymy, jak będzie w przypadku „Drugiej szansy” – na razie chyba dobrze się tym bawimy, a publiczności to się po prostu podoba. Może urok tego serialu polega na tym, że to jest trochę bajka o Kopciuszku? Ludzie zawsze lubili bajki.
Bajka o polskim show-biznesie. Aktorom, którzy na co dzień funkcjonują w tym środowisku, jest łatwiej to odgrywać?
W rzeczywistości mam wrażenie, że nasz show-biznes wygląda jednak, na szczęście, trochę inaczej (śmiech). Dalej będę się trzymała tego, że to jest bajka. Nie spotkałam się z podobnymi czarnymi charakterami czy aferami. Nie ma chyba też aż tak dużych pieniędzy. A może ja się nie ocieram o taki show-biznes? Jestem już w tym zawodzie około 20 lat i z mojego doświadczenia opiera się to na ciężkiej pracy. Oczywiście jest teraz sporo w tym blichtru, te ścianki, paparazzi… Kiedy zaczynałam, tego nie było. Żyło się dużo spokojniej! Mam poczucie, że teraz cała otoczka jest ważniejsza. Dla mediów czasem ważniejsze są znane osoby, które przyszły na premierę do teatru czy kina, niż twórcy spektakli, filmów. Są celebryci, którzy bywają, i aktorzy którzy zwyczajnie próbują grać. Ja próbuję grać i pracować, a tych błyskotek show-biznesu i jego mrocznych stron staram się nie dotykać. Wygląda to jednak inaczej niż w serialu.
Pani raczej nie należy do stałych bywalczyń salonów czy ścianek.
Za dużo mam na głowie, żeby bywać stale. To wymaga jednak wielu przygotowań, a ja mam rodzinę i dużo pracy. Trzeba się wystroić, wymalować, jak się pójdzie w jeansach to zaraz pojawią się komentarze „Herman nie dba o siebie”, a jak się przyłożę i zrobię sobie oko itd., to komentarz „co ona zrobiła sobie z twarzą? Za dużo botoksu” - to nie dla mnie. Czasami się pojawiam, o ile mam powód. Stres jest większy niż frajda ze spotkania znajomych, więc powód musi być duży, np. kiedy jest premiera filmu w którym ja zagrałam, albo ktoś ze znajomych, jeżeli trafi się pokaz projektantki, z którą od lat się przyjaźnię. To nie jest zwykłe wyjście na imprezę wieczorem. Nikt przecież nie robi sobie zdjęć przed wyjściem z domu, żeby sprawdzić, jak na nich wypada. To znaczy ja nie robię (śmiech). Dzięki temu zaliczyłam parę tzw. „wpadek”. Daję sobie do tego prawo - nie jestem produktem. A potem to robienie zdjęć na ściance, albo, co gorsza – unikanie ścianki, co jest źle postrzegane i traktowane jako dowód, że ktoś ma coś do ukrycia… Albo że gwiazdorzy. Dlatego wychodzę rzadko, ale zdarza się. Na pewno nie jest to podstawowy cel mojego życia. Wolę te wieczory spędzić w teatrze albo z dziećmi.