Lichtman opowiedział o Krawczyku. "Szpanował. Milioner jednego dnia"
Śmierć znanej osoby praktycznie zawsze sprawia, że wiele innych wypowiada się na jej temat. Nie inaczej jest w przypadku Krzysztofa Krawczyka. Wokalista Trubadurów Marian Lichtman po raz kolejny zabrał głos na temat muzyka. Wyjawił jego stosunek do pieniędzy.
10 kwietnia rodzina, przyjaciele oraz fani pożegnali Krzysztofa Krawczyka na cmentarzu w Grotnikach. Niestety nad jego trumną nie zapanowała cisza. Kilka dni później rozpoczęła się medialna kłótnia pomiędzy menadżerem artysty Andrzejem Kosmalą i wdową Ewą Krawczyk a wokalistą Trubadurów Marianem Lichtmanem. Poszło o zachowanie tego ostatniego na pogrzebie.
Muzyk w rozmowie z WP przedstawił swoją wersję wydarzeń. Jego zdaniem to Kosmala oraz żona Krawczyka mają z nim problem i nie akceptowali jego przyjaźni z muzykiem. Ewa Krawczyk prosiła ostatnio Lichtmana, aby zaprzestał opowiadać w mediach o jej mężu. Jednak ten nie zamierza uwzględnić prośby wdowy.
W rozmowie z serwisem Jastrzabpost.pl zdradził, jaki Krawczyk był prywatnie. Według jego słów muzyk miał nie przykładać zbytniej wagi do pieniędzy.
Zobacz: Byliśmy na grobie Krawczyka. Ewa Krawczyk: "Nie radzę sobie"
– On był rewelacyjnym człowiekiem. Jemu nigdy nie zależało na pieniądzach. Pamiętam, że z nim miałem takie problemy, że jak zarabialiśmy w Trubadurach pieniądze, to on po 3-4 dniach już nie miał tych pieniędzy. Komuś coś postawił, zaprosił na obiad. Szpanował. Milioner jednego dnia. Ale on taką miał naturę – powiedział.
Lichtman przytoczył słowa Krawczyka, w których ten wyjaśnił mu, że traktuje pieniądze w konkretny sposób. – Mówił mi zawsze, że na pieniądzach mu nie zależy, że Fenicjanie zrobili błąd. Pieniądze uważał za truciznę. Ludzie się kłócą przez pieniądze, zabijają się przez pieniądze, przez pieniądze są problemy. Oczywiście dzięki pieniądzom można też żyć pięknie i godnie. On miał specyficzne podejście do pieniędzy – wyznał tabloidowi.
Trubadur wspomniał o pewnej historii, która miała pokazać, w jaki sposób postępował Krawczyk. – Pamiętam, że Ewa go przywoziła i jak szliśmy ulicą Piotrowską do Anatewki, to on zawsze mówił, że zaprasza mnie na obiad. Ale idąc do tej Anatewki on dawał wszystkim ludziom pieniądze. Ktoś go prosił o 5 zł, a on dawał 50. Zanim doszliśmy do tego miejsca, to on tych pieniędzy nie miał. Ode mnie pożyczał, oczywiście oddawał. Potem wpadłem na pomysł, że jak przyjeżdżał do mnie i szliśmy do Anatewki, to szliśmy bocznymi ulicami, by nikt od niego nic nie wołał. To był człowiek dusza – dodał.