Łobuzy potrafiły zgarnąć imponującą sumę. Teraz nie zarabiają nic
W obliczu kwarantanny w trudnej sytuacji znalazło się wielu wykonawców, w tym także gwiazd disco polo. Nie mogą grać koncertów, a w związku z tym tracą poważne sumy.
Zarządzona przez władze kwarantanna w związku z trwającą pandemią odbija się praktycznie na wszystkich gałęziach gospodarki. Szczególnie dotknięta jest kultura i branża rozrywkowa, a więc artyści i wykonawcy, którzy zostali praktycznie bez pracy (a co za tym idzie, bez zarobku). Sytuacja jest o tyle trudna, że wciąż nie wiadomo, kiedy rząd zdecyduje przywrócić imprezy masowe i koncerty.
Choć artyści szukają innych form kontaktu z fanami, a rząd zapowiada działania pomocowe, sytuacja wcale nie staje się łatwiejsza. Skutki pandemii odczuwają wszyscy artyści, ci mniej znani i ci najpopularniejsi.
Zobacz wideo: "W łóżku z Oskarem". Magdalena Narożna mówi o zarobkach w branży disco polo
Nie jest tajemnicą, że obecnie muzycy zarabiają najwięcej na koncertach. Występy na żywo są w ostatnich latach szczególnie żyłą złota dla wykonawców disco polo. Przedstawiciele tego gatunku są w stanie zagrać imponującą ilość koncertów w ciągu roku, a co za tym idzie, zarobić za to imponującą sumę.
Najlepszym przykładem są chociażby Łobuzy, popularna grupa, która zaistniała przebojową piosenką "Ona czuje we mnie piniądz". Jak donosi "Super Express", formacja potrafi dać rocznie około 300 koncertów. A że za jeden otrzymują od 20 do 25 tys. zł, daje to około… 7 mln zł.
Nietrudno więc policzyć, że Łobuzy już teraz liczą spore straty. A będą niewątpliwie jeszcze większe, zważywszy, że zakaz imprez masowych niewątpliwie jeszcze potrwa.