Łukasz Płoszajski stracił ojca przez COVID-19. Mówi o jego ostatnich miesiącach
Łukasz Płoszajski jest jedną z osób, która w czasie pandemii straciła bardzo bliską osobę. Na COVID-19 przed dwoma laty zmarł tata aktora. Wspominając walkę ojca z chorobą, wciąż ma w sobie wiele gorzkich przemyśleń.
Przeszło rok temu, 3 grudnia, Łukasz Płoszajski poinformował o śmierci swojego ojca. Pan Wojciech zmarł w wyniku powikłań po zakażeniu się koronawirusem. Od smutnych zdarzeń minęło wiele miesięcy, a pandemia wciąż jest z nami. Płoszajski przyznał, że może gdyby szczepionka przeciw COVID-19 pojawiła się wcześniej, tata by nie umarł. Swoimi gorzkimi przemyśleniami dzielił się w mediach społecznościowych (sam jest zaszczepiony). Teraz opowiedział o nich w rozmowie z "Faktem".
Aktor w wywiadzie wrócił wspomnieniami do choroby taty. - Do zakażenia doszło w sanatorium, gdzie tata przebywał. I to sanatorium zataiło, że mają koronawirusa na terenie swojej placówki. Pewnie chcieli ukryć to, co tam się dzieje. Później tata z tym koronawirusem został wypuszczony z sanatorium, co również nie powinno mieć miejsca – opowiadał mówiąc, że z sanatorium wypisano ojca nie myśląc o konsekwencjach, nie myśląc też o tym, że mógł nieświadomie zarazić wiele osób.
Trzecia dawka szczepienia na COVID-19 ostatnią? „Daje potężnego kopa”
Sprawę pogorszył fakt, iż seniorowi postawiono początkowo błędną diagnozę i jeszcze w sanatorium leczono go na inną chorobę, relacjonował w wywiadzie Płoszajski. Odpowiednią pomoc zaoferowano mu dopiero w szpitalu.
- Tata zaczął się dusić i trafił do szpitala. I to jego dalsze leczenie i zmaganie się z tą chorobą odbywało już w szpitalu. Tata został szybko zaintubowany i już nie był świadomy wielu rzeczy, które się z nim działy. (…) Tata był cały czas podłączony do respiratora – dodał wyjawiając, że w tym stanie przebywał trzy miesiące.
Aktor wciąż jest przekonany, że wszystko mogło potoczyć się inaczej, zwłaszcza gdyby jego ojciec miał szansę przyjąć szczepionkę. Tymczasem długo walczył o powrót do zdrowia i życia. Niestety, lekarzom nie udało się mu już pomóc.
- Tata był bardzo silnym facetem, dlatego wierzyliśmy, że się uda. Były nawet takie rokowania. Cały czas miałem kontakt z lekarzem prowadzącym i dużo się dowiedziałem na temat tej choroby i jak ona się waha. A ona u taty miała cały czas wzloty i upadki. Kiedy wydaje się, że z pacjentem już jest lepiej, to kolejnego dnia jest gorzej, niż było wcześniej. I niestety tata tę walkę przegrał, a że to trwało tak długo, że mieliśmy czas, żeby się przygotować na to, co nas może spotkać – dodał smutno w wywiadzie.