Luke Bell nie żyje. Znaleziono ciało 32-letniego muzyka
Muzyk country Luke Bell zmarł w wieku zaledwie 32 lat. 20 sierpnia media podawały informację o jego zaginięciu. Po dziewięciu dniach poszukiwań został znaleziony martwy.
O śmierci muzyka poinformował jego przyjaciel i współpracownik Matt Kinman. Wyjawił, że Bell zmagał się z chorobą afektywną dwubiegunową. Kinman, jak wynika z medialnych doniesień, był jedną z ostatnich osób, które miały z nim kontakt. Podczas wspólnej podróży mieli dotrzeć do serca Arizony. Jednak 20 sierpnia muzyk zaginął w Tuscon.
Poszukiwania, które wszczęto, zakończyły się tragicznym finałem. Służby znalazły ciało artysty niedaleko miejsca, w którym zniknął. Kinman relacjonował, że na jednym z przystanków z ich trasy wyszedł z auta, aby kupić coś do jedzenia, Bell natomiast miał w tym czasie zniknąć.
Oficjalna przyczyna śmierci muzyka nie została jeszcze podana. Z relacji serwisu Saving.Country.Music.com wynika, że Bell miał niedawno zmienić leki, co mogło przyczynić się do zaistniałej sytuacji. Jak na razie służby nie wydały jednoznacznego komunikatu w tej sprawie.
Popularność Bellowi przyniósł debiut "Don't Mind if I Do" z 2014 r. Dwa lata później pojawił się album zatytułowany po prostu "Luke Bell". Muzyk zaistniał na scenie country, ale współpracował też z przedstawicielami innych gatunków. Do najbardziej znanych kolaboracji należą te z m.in. Alabama Shakes i Langhorne Slimem czy wspólne koncerty z m.in. Williem Nelsonem i Dwightem Yoakamą.